Rozdział II
Pół godziny później, David
dalej siedział na tym samym fotelu i wpatrywał się wkurzonym wzrokiem w
Oakwella, który w napięciu czekał na jego odpowiedź.
– Będę
z panem szczery, panie Oakwell – zaczął, starając się nie podnosić głosu – Nawet gdyby
mi pan zapłacił pięć razy tyle, ile było umówione, to i tak nie wziąłbym tej
posady.
– Dlaczego?
– Przyjeżdżając
tu myślałem, że będę ochraniał państwa Longworth, a nie ich… córkę. Nie zajmuję się dziećmi, a już na
pewno nie takimi –
zwolnił, by dobrać odpowiednie słowo – niesfornymi
jak Sara.
– Teraz
ja będę z panem szczery, panie Collins – nachylił się konspiracyjnie do Davida – Sara
potrzebuje nie tylko najlepszego ochroniarza, ale też opiekuna.
– Mówi
pan tak, jakby jej coś groziło – zauważył.
– Tak. Kilka dni temu pan Adam dostał list. Napisano w nim,
że Sara zginie. To już piąta pogróżka w tym miesiącu.
– Policja
badała sprawę?
– Owszem
i nic nie znaleźli.
– Czy pan Longworth ma jakiś wrogów?
– Nie, nie sądzę.
David przytaknął głową.
– Chciałbym z nim porozmawiać.
– Obawiam się, że to będzie trudne... Pan Adam i Pani Casandra mieli już wczoraj wrócić do kraju, ale z powodu złej pogody ich samolot nie mógł wystartować.
– Ale wrócą niedługo?
– Za miesiąc... Może za dwa?
– Za miesiąc albo dwa? To gdzie oni są?
– Na Antarktydzie. Pani Casandra bardzo chciała odwiedzić brata, który stacjonuje w tamtejszej bazie naukowej... Cóż, teraz będzie miała okazję się nacieszyć jego towarzystwem – zażartował czerstwo.
– Czy pan Longworth ma jakiś wrogów?
– Nie, nie sądzę.
David przytaknął głową.
– Chciałbym z nim porozmawiać.
– Obawiam się, że to będzie trudne... Pan Adam i Pani Casandra mieli już wczoraj wrócić do kraju, ale z powodu złej pogody ich samolot nie mógł wystartować.
– Ale wrócą niedługo?
– Za miesiąc... Może za dwa?
– Za miesiąc albo dwa? To gdzie oni są?
– Na Antarktydzie. Pani Casandra bardzo chciała odwiedzić brata, który stacjonuje w tamtejszej bazie naukowej... Cóż, teraz będzie miała okazję się nacieszyć jego towarzystwem – zażartował czerstwo.
Niespodziewanie do
salonu weszła Sara i bezpardonowo przerwała im rozmowę:
– Norman,
daj mi swoją kartę – zażądała.
David wbił wzrok w
Oakwella. Był ciekaw, jak rozwiąże tą sytuację. Okazało się, że nijak.
– Saro,
znów przekroczyłaś limit? – zapytał załamanym tonem – Rodzice nie
będą zadowoleni.
– Nie
gadaj tyle, tylko daj mi kartę – warknęła.
David nie wytrzymał i parsknął
śmiechem. Nie mógł pojąć, jak ci wszyscy ludzie mogli znosić takie zachowanie. Jemu
już dawno puściłyby nerwy.
Oakwell wyglądał, jakby
miał się zaraz zapaść pod ziemię. Dał jej kartę, a kiedy tylko Sara poszła,
spuścił głowę. Zwątpił już, by po takim przedstawieniu mógł nakłonić Davida do
przyjęcia pracy.
Nastała cisza.
David zaczął się zastanawiać. Miał
okazję zarobić naprawdę duże pieniądze. Po to tu w końcu
przybył. Dziecko, czy dorosły, i tak wszyscy sprawiali mu problemy. Zupełnie
jakby jego klienci zapominali, po co go zatrudnili. Często zachowywali się tak,
jakby sama jego obecność miała im zapewnić nieśmiertelność, a im byli bogatsi,
tym naiwniej w to wierzyli. Co do Sary, to pogróżki pod jej kątem wyglądały naprawdę
poważnie i teraz, gdy o nich wiedział, nie mógł podejść do sprawy obojętnie.
Westchnął:
– Musiałoby się zmienić kilka rzeczy…
Oakwell znieruchomiał. Siedział i wpatrywał się w Davida czekając, aż
ten powie coś więcej.
– Pierwsza z nich to kontrola. Muszę mieć
całkowitą kontrolę nad domem, pracownikami i Sarą, zwłaszcza nad Sarą.
– Dobrze, panie Collins – przytaknął energicznie głową.
Oakwell wstał i z wdzięcznością podał mu rękę.
– Jest coś jeszcze… – dodał David nim ją uścisnął – Nie będę tolerował jej bezczelnego
zachowania. Jeżeli mi podpadnie, to nie usiądzie na dupie przez tydzień – zastrzegł.
Oakwell spojrzał na niego i wziął głębszy wdech.
– Ma pan wolną rękę. Jeżeli będzie pan musiał… – urwał porozumiewawczo – To niech się tak stanie.
David pokiwał głową.
– Proszę powiedzieć szoferowi, by nigdzie nie
wyjeżdżał z Sarą. Dziś zakupów nie będzie.
...
Ledwo się zjawił a już się rządzi, tej całej Sarze to się na pewno nie spodoba, z resztą nie ma się co dziwić, mieć zawsze wszystko na tupnięcie nóżki, a tu nagle zjawia się obcy facet, na dodatek zwykły pracownik i co ma się ona go słuchać? Przecież to jej rodzice jemu płacą, to chyba on powinien się słuchać jej. Ja tam jej bunt doskonale rozumiem ;-)
OdpowiedzUsuńByło gdzieś napisane ile David ma lat? Może by udało się tak jego i Sarę połączyć byliby chyba udaną i ciekawą parą.
W pierwszym rozdziale: "Gdyby ktoś mu dał trzydzieści lat, trafiłby w dziesiątkę". :) A co do pary dla Davida... jest mu przeznaczona inna osóbka... ;)
OdpowiedzUsuńFajne bardzo wciągające mam nadzieję że będzie mi dane więcej przeczytać niż "Casyno"
OdpowiedzUsuń