black

black

piątek, 27 czerwca 2014

DPL IV - Opowiadanie o laniu

Rozdział IV

 

              Obejrzawszy cały dom, David wrócił do salonu. Zwołał tam wszystkich mieszkańców domu, czyli głównie pracowników, którzy – choć nie oczekiwał tego – ustawili się w szeregu.

               –  Dziewczyna musiała tak często zwoływać apele, że weszło im to w krew   przeszło mu przez myśl.

               Byli tu już wszyscy, prócz jednej osoby. Sary. Właśnie zakończyła kłótnię z panem Oakwellem o zakaz wyjazdu na zakupy i teraz nadeszła, tłukąc butami o podłogę. Rozsadzała ją wściekłość.

               –  Co to ma być?!   zawołała    Czemu Norman mówi, że nie mogę jechać na zakupy?!

               –  Saro, czy wiesz kim jestem?    zapytał David.

               –  Palantem, który rządzi się w moim domu!

               –  Nie    David podszedł do niej    Jestem ochroniarzem, czyli człowiekiem, który odpowiada za twoje bezpieczeństwo i ostrzegam cię, że jestem też osobą, która złoi ci skórę, jeśli jeszcze raz krzykniesz albo spróbujesz mnie obrazić.

Sara parsknęła ze wzburzenia.

               –  Grozisz mi?

               –  Nie jesteśmy na „ty”, Saro. Zwracaj się do mnie „pan Collins”    pouczył ją.

Dziewczyna przemądrzale założyła ręce na krzyż.

               –  A ja jestem Sarą Longworth…    zaczęła stopniowo podnosić głos    …i wszyscy mają w tej chwili…! Och!    David upominająco chwycił ją za ramię.

               –  To moje ostatnie ostrzeżenie    powiedział.
   
               –  Zabieraj łapy!   krzyknęła.

Wówczas David bez wahania złapał ją w pół i wypiął tyłem do służby. Był to dla nich tak zaskakujący widok, że początkowo nikt nawet nie drgnął, ale kiedy jej majtki poszły w dół i padł pierwszy klaps, a potem drugi i trzeci, zapanowało poruszenie. Nie byli wzburzeni, tylko… zadowoleni. David robił dokładnie to, co każdy z nich miał ochotę zrobić już dawno, a kiedy zawieszona pod jego ramieniem Sara piszczała i wyrywała się, patrzyli na jej różowiące się pośladki z prawdziwą przyjemnością.

               –  A jednak jest sprawiedliwość na tym świecie… – szepnęła do koleżanki kucharka.

David dał Sarze jeszcze pięć mocnych klapsów i puścił ją. Natychmiast siadła na podłodze, niezgrabnie wsuwając majtki na siebie. Myślała tylko o tym, że wszyscy widzieli jej gołą pupę, którą zbito tak swobodnie, jakby należała do pięciolatki. Nie mogła przeżyć takiego potraktowania.

               –  Norman…!    zawołała bliska płaczu.

Rozejrzała się za swoim zbawicielem, ale na jej wezwanie odpowiedział tylko David. Przykucnął przed nią.

               –  Pan Oakwell ci nie pomoże. Teraz ja jestem twoim opiekunem i masz przestrzegać moich zasad    Sara, ze strachem w oczach,  zaczęła zaprzeczać głową,  na co David użył bardziej dosadnego tonu    Koniec z rozkazywaniem i koniec z pyskowaniem. Jesteś dzieckiem i nie będziesz się zachowywać jak despotyczna dyrektorka.

David wstał i podszedł do zgromadzonej służby.

               –  Wracając do zasad, drodzy państwo, szczegóły omówimy wieczorem. Tymczasem teraz chciałbym się państwu przedstawić. Nazywam się David Collins i pracuję w firmie ochroniarskiej Black Hollend Security. Zostałem poproszony przez państwa Longworth o sprawowanie opieki nad ich córką, dlatego od dzisiaj przejmuję opiekę nad Sarą, a także zastąpię pana Oakwella w sprawach domowych. Bez mojej wiedzy i zgody, Sarze nie wolno opuszczać domu. Nie wolno jej ani wychodzić, ani wyjeżdżać nawet z kimś z państwa, zaś przyjmowanie gości może się odbyć tylko po mojej akceptacji.

Rozmowę przerwał rozżalony krzyk Sary:

               –  Nie! Nie masz prawa!

David nie poświęcił jej nawet cienia uwagi:

               –  Na tą chwilę to już wszystko. Do zobaczenia wieczorem.

Pracownicy zaczęli się rozchodzić. Sara patrzyła za nimi, a gdy w salonie została tylko ona, David i pan Oakwell, wybuchła płaczem.
 
               –  Norman! Norman…! Nie pozwól mu na to!

Wstała, by zaraz rzucić się w objęcia pana Oakwella, który nie potrafił pozostać obojętnym na jej łzy i przygarnął ją do siebie.

David patrzył na tą scenkę ze znudzeniem, bo jako policjant widział już wiele podobnych, zapłakanych nastolatek, które to tuliły się do swoich rodziców i udawały najbardziej niewinne istoty na świecie. Większość rodziców nabierała się i była gotowa walczyć do ostatniej kropli krwi o to, że ich pociecha niczego nie ukradła, albo że nie piła alkoholu w parku, ale koniec końców, zawsze potem musieli przełknąć gorzką prawdę   Tak samo jak pan Oakwell, który wciąż widział w Sarze prawdziwe biedactwo.

               –  Saro, kochanie…   powiedział do niej łagodnie   Wszystko się ułoży. Musisz tylko zmienić swoje nastawienie i…

W Sarę, jakby strzelił piorun. Z pokrzywdzonej nastolatki, przemieniła się w eksplozywną złośnicę i zaczęła szarpać go za marynarkę.

               –  Moje nastawienie?! Norman, masz go zwolnić!

Oakwell stał zdumiony jej zachowaniem, zupełnie nie wiedząc, jak się teraz zachować. David przyszedł mu z pomocą, łapiąc Sarę za ucho.

               –  Do pokoju, już!

Dziewczyna dała się odprowadzić na schody, ale puszczona, natychmiast wygłosiła groźbę:

               –  Moi rodzice o wszystkim się dowiedzą! Obaj pożałujecie!

Gdy tylko pobiegła na górę, Oakwell ruszył za nią na schody.

               –  Przepraszam za to. Porozmawiam z nią.

               –  Nie   powstrzymał go David   Będzie lepiej, jak ja to zrobię. 
 
Oakwell westchnął ciężko:

              –  Nie wiem co się z nią stało… Kiedyś taka nie była…   powiedział, na moment zanikając gdzieś we własnych myślach   Przyjedzie pan jutro rano do mojego biura? Mam tam wszystkie dokumenty związane ze sprawą tych pogróżek.

               –  Przyjadę o dziewiątej. 

               –  Dobrze. Do widzenia panie Collins.

               –  Do widzenia panie Oakwell.


1 komentarz: