Casino Royal
Rozdział VII
Szaro-błękitny dywan
pokrywał podłogę w całym pokoju. Było tu ciemno i chłodno, zupełnie inaczej niż
na dworze, gdzie słońce i wysoka temperatura, dawały się we znaki nawet ptakom
siedzącym w cieniu drzew.
To ich skargi obudziły
Alice. Przewróciła się na brzuch i jeszcze zaspana, uniosła głowę. Była w
apartamencie hotelu kasyna Royal, w miejscu, gdzie luksus i dobrobyt panowały
niepodzielnie.
Hotel bezpośrednio
przylegał do budynku, w którym pracowała Alice, aczkolwiek na tym piętrze
jeszcze nigdy nie była. Lokowano tu tylko najważniejszych gości, więc nowa osoba,
pracująca raptem niecały miesiąc, nie była dopuszczana do obsługi tak ważnych
klientów.
Teraz jednak Alice tu
była i mogła rozejrzeć się po pokoju. Był nowoczesny, przestronny, ze
strategicznie ułożonymi meblami, gdzie po bokach dwuosobowego łóżka stały
ciemne szafeczki nocne, a na nich znajdowały się podłużne, małe lampki. Po prawej
stronie łóżka stał fotel z grubym oparciem, zaś po lewej stronie, tam gdzie
spał Tony, wznosiły się wielkie okna, sięgające od podłogi aż po sam sufit.
Były zakryte żaluzjami o pionowych pasach, jednak i tak przez niektóre
szczeliny zaglądało tu słońce. Jeden z promieni padł na wielki obraz wiszący
nad łóżkiem, gdzie z dumą prezentował budynek kasyna Royal nocą. Trzeba było
przyznać, że czerń otoczenia idealnie kontrastowała z kolorowymi światłami
kasyna i kiedy Alice zapatrzyła się w nie, w myślach próbowała odtworzyć
wydarzenia z zeszłej nocy. Nie było to łatwe, ponieważ gdy Tony wniósł ją do
swojego apartamentu, reszta czasu stała się jedynie splotem dotyków, pocałunków
i namiętnego seksu. Wszystko działo się, jakby poza jej kontrolą i
świadomością, a jednak była tam i odwzajemniała każdą pieszczotę i każdą
czułość. Czerpała z tego radość, satysfakcję, dochodziła, jakby znał jej ciało
lepiej od niej samej, aż w końcu oboje wyczerpali swoje moce i zasnęli, wtuleni
w siebie.
Spojrzała na Tony’ego.
Spał, oddychając miarowo i głęboko. Pomyślała, że miał teraz bardzo łagodny
wyraz twarzy, choć o tym na pewno decydowały jego oczy, w których kryło się
wszystko to, co dawało mu władzę i pozycję.
Przeniosła wzrok na
jego klatkę piersiową. Ukazywała mięśnie niczym ze stali i siłę, którą ze sobą niosła.
Przekonała się o tym, gdy kochali się pod ścianą, a jej stopy nawet troszeczkę
nie dotykały podłogi. Na myśl o tym, uśmiechnęła się do siebie.
Jednak nieważne, jak to
były wspaniałe przeżycia, to i tak wszystko sprowadzało się do jednego:
przespała się z szefem… i to nie z tym miłym i niegroźnym Jankiesem, który
oficjalnie figurował w papierach, lecz z tym prawdziwym, dzierżącym władzę w
imieniu przestępczego świata… Jak to się mogło dla niej skończyć?
Zaczęły ją dopadać
wątpliwości, gdy nagle poczuła dotyk na policzku. To Tony się przebudził i
głaskał ją po twarzy.
– Cześć kotku – szepnął.
Alice ze wszystkich sił
zapragnęła się przytulić. Przysunęła się do Tony’ego, w tej samej chwili słysząc
pukanie do drzwi. Ktoś wszedł. Cała zesztywniała, z brodą opartą na piersi
Tony’ego. Kto to mógł być? Pokojówka Marry? Albo Rosalia? Od razu ją rozpoznają
i wszystko rozgadają. Albo gorzej: któraś z kelnerek… Zaczęła nasłuchiwać
kroków i gdy usłyszała charakterystyczne skrzypnięcie hotelowego wózka, była
już pewna, że to ktoś od niej z pracy. Z przejęcia, zagryzła wargi. Na
szczęście ten ktoś nie mógł jej rozpoznać, bo leżała na
brzuchu, pod kołdrą i do tego włosy przysłaniały jej twarz – ale nie na długo. Tony zaczął
je odgarniać z jej czoła, jakby go strasznie bawiło, że z taką desperacją próbowała
się ukryć.
– To tylko Enrico, nie przejmuj się – wyszeptał.
Alice przyjęła do
wiadomości, że to był jeden z jego ludzi, ale i tak na wszelki wypadek pozostała
w bezruchu.
Stuki szkła i różnych
metalowych przedmiotów trwały jeszcze tylko chwilę, a potem zakończył je dźwięk
zamykanych drzwi. Tuż przed tym Tony kiwnął głową, jakby komuś odpowiadał albo
dziękował, ale nim Alice odgadła, które z nich to było, poczuła zapach gorącego
pieczywa. Odwróciła się i wszystko stało się jasne. Enrico przywiózł śniadanie.
Na przykrytym jasno-zielonym obrusem wózku, dojrzała górę jedzenia, -
różnorakie wędliny, sery i warzywa - a także talerze, filiżanki i sztućce.
– Wyspałaś się? – zapytał Tony, odwracając jej uwagę od wózka.
Czuła się doskonale,
jednak nim zdążyła o tym powiedzieć, poczuła przeszywający prąd, który
zazwyczaj pojawia się, gdy człowiek wyjdzie z domu i przypomni sobie o
włączonym żelazku - albo o spóźnieniu…
– Która godzina? – zapytała.
Tony zerknął na
zegarek, którego nie zdjął na noc z ręki.
– Tuż przed dziesiątą – odparł.
– Cholera, muszę iść – rzuciła, zagarniając kołdrę.
Opatuliła się nią i
usiadła na krawędzi łóżka.
– A ty dokąd? – zdziwił się Tony.
– Muszę się przebrać, wykąpać i zdążyć do pracy – wyliczyła, już łapiąc
zadyszkę na samą myśl o tym, ile czasu jej to zajmie.
Niecierpliwym wzrokiem
zaczęła przeczesywać podłogę, bo doskonale pamiętała, że jej stanik spadł
gdzieś w okolicach fotela, ale jak na złość nigdzie go nie było.
– Alice, zwolnij – poprosił Tony, ziewając tak spokojnie, jakby nie
rozumiał jej pośpiechu.
A Alice – wręcz
przeciwnie – przeniosła się na drugi koniec łóżka, by stamtąd spróbować
wypatrzyć swoją odzież.
Może to ona nic nie
rozumiała. Tony obserwował ją jeszcze tylko przez chwilę, aż w końcu mruknął:
– Dobra, dość tego – i nim Alice
się spostrzegła, wylądowała tuż obok niego. Zaprotestowała, gdy ją objął:
– Nie, Tony… Muszę zdążyć…
– Leż cichutko – nakazał.
Sięgnął po telefon stacjonujący
przy łóżku i wybrał jakiś numer.
– Daj mi Jankiesa do telefonu – rozkazał.
Alice zrobiła wielkie
oczy, a Tony kontynuował:
– Kojarzysz dziewczynę o imieniu Alice? Dobrze. Odznacz sobie, że dziś ma
wolne.
Odłożył telefon, a
Alice jak leżała w bezruchu tak leżała dalej i nie mogła oderwać zszokowanego
spojrzenia od Tony’ego. Mało, że jej szef na pewno oczekiwał wyjaśnień, czemu
wczoraj zniknęła na pół dnia, to teraz jeszcze usłyszał, że ma jej dać wolne;
ot tak, koniec i kropka. Już chciała to jakoś skomentować, ale zamilkła, czując
na szyi pocałunek. Był niesamowicie żarliwy i to do tego stopnia, że wstrzymała
oddech pozwalając, by przez jej ciało przeszedł dreszcz przyjemności.
Teraz Tony zaczął ją
gładzić po ramionach, piersiach i brzuchu, aż natrafił na miejsce, gdzie Alice
miała łaskotki. Odwróciła się na bok ze śmiechem, a Tony nie odpuścił i tym
razem wcałował się w jej ucho. Widać było, że pragnął jej ciała bardziej, niż
czegokolwiek innego na świecie. Przemierzył palcami w dół jej pleców i gdy doszedł
do pośladków, Alice cichutko jęknęła.
– Pokaż mi się – powiedział, w tej samej chwili ściągając z niej kołdrę.
To było dziwne, ale
mimo iż spędziła z nim noc i to pełną śmiałego seksu, to i tak poczuła się
skrępowana, iż widzi ją w całej okazałości.
Tony łagodnie naparł na
nią ręką, by położyła się na brzuchu i musnął palcami jej pośladki. Miała tam
tylko dwa ślady, ale i tak kiedy ich dotknął, Alice poruszyła się.
– Boli? – zapytał.
– No wiesz… Masz ciężką rękę –
odparła, nie podnosząc głowy, by nie zobaczył jej zawstydzonej miny.
Tony westchnął.
– Może gdybyś płakała, zamiast mówić mi, jak to mu nie dowaliłem, to bym
cię nie sprał.
Na zakończenie pogłaskał
ją po udzie i przykrył kołdrą, zaraz wstając z łóżka.
– No tak, od tego się zaczęło – przypomniała
sobie.
– Kim on był? – zapytała nagle.
Tony spojrzał na nią
uważniej, ale nie wyglądało na to, by chciał jej odpowiedzieć.
– Sądziłam, że to był ten sam facet, który dał mi kwiaty od ciebie…? –
pociągnęła rozmowę dalej.
Tony w końcu uległ.
– Nie. Marco jest jego kuzynem, może dlatego wydał ci się znajomy… Chcesz
kawy czy herbaty?
Zmienił
temat, czego Alice bardzo żałowała, bo miała ochotę zadać mu jeszcze z tysiąc
pytań. Nic o nim nie wiedziała, poza tym, że był świetnym kochankiem i traktował
pana Jankiesa, jak szeregowego pracownika.
– Kawę. Czarną – poprosiła.
Tony ubrał bieliznę,
spodnie od czarnego garnituru, a potem podszedł do wózka i przyszykował dla
Alice śniadanie. Nałożył na talerz tyle jedzenia, że gdy Alice dostała do ręki
naczynie, zadziwiła ją jego waga. Po chwili przyniósł jej kawę, a Alice czując,
że okazja do zadawania pytań zaraz przepadnie, postanowiła zaryzykować i…
– Ten telefon wczoraj… – odezwała się niepewnie – Czy to było coś ważnego?
Tony leciutko się do
niej uśmiechnął, lecz nic nie powiedział. Chyba nie spodziewał się usłyszeć takiego
pytania. Postawił kawę na stoliczku i podszedł do wózka raz jeszcze, tym razem szykując
śniadanie dla siebie. Dopiero gdy usiadł na łóżku, Alice doczekała się
odpowiedzi.
– Chodziło o jacht – wytłumaczył.
– O jacht?
– Zadatkowałem go i w sumie to zapomniałem, że do wczoraj trzeba było
podpisać umowę, inaczej jacht przepadnie.
Wziął do ręki grzankę i
zaczął ją smarować masłem, za to Alice w ogóle się nie interesowała jedzeniem.
– I? Straciłeś go? – dociekała.
– Nie – zaśmiał się, a ona domyśliła się, co miał na myśli.
Taki człowiek jak on,
sam ustalał zasady, tylko pewnie właściciel jachtu jeszcze o tym nie wiedział.
– Więc… lubisz żeglować? – zagadnęła.
– Niespecjalnie – odparł, biorąc gryz grzanki – Jacht jest tylko do
interesów.
Alice zmarszczyła brwi.
Nie do końca rozumiała, jak jacht mógłby się przydać Tony’emu do interesów,
chyba że… I nagle ją olśniło: pieniądze, folia, woda, jacht - Wszystko pasowało.
– To dlatego część pieniędzy została
zafoliowana – pomyślała – Mają przepłynąć morze.
Tylko jak o to zapytać?
Ciekawość wprost zżerała ją od środka. Czy miała rację? Czy pieniądze faktycznie
zostały zafoliowane, by przemycić je przez morze?
– To… Kiedy go kupisz? – zapytała, niby obojętnie.
Tony nagle zerknął na
nią z jakąś dziwną powagą na twarzy.
– Można pomyśleć, że pracujesz dla policji.
– Ja? Czemu tak mówisz?
– Bo zadajesz strasznie dużo pytań.
Alice poczuła się skarcona i spuściła głowę. Wtedy
Tony uśmiechnął się.
– Ale chyba wiem, jak temu zaradzić…
– dodał i nabił na widelec
plasterek wędliny – Otwórz buzię
– poprosił, podsuwając jej kęs.
– Byłam tylko ciekawa… – powiedziała, tym samym niezdarnie się tłumacząc.
– Tak, pamiętam o twojej ciekawości. Otwórz buzię.
Posłusznie, Alice spełniła
jego prośbę.
– Smakuje ci?
– Yhm – przytaknęła, jeszcze żując kęs.
– To prosciutto crudo nazionale, włoska dojrzewająca wędlina. A to… – podsunął jej do ust malutkiego pomidora – …jest
piennolo.
Następne rzeczy z jego talerza
również powędrowały do Alice i nim się obejrzała, zjadła pół jego śniadania i
poznała szereg włoskich słów. Zastanawiała się, czy wszyscy włosi mają taką
słabość do dobrego jedzenia, kiedy Tony nagle powiedział:
– Chciałbym, żebyś tu dziś została.
Propozycja zaskoczyła
Alice.
– Tu? W twoim apartamencie?
– Najlepiej w łóżku, naga i zaspana jak teraz – odparł z wymownym
uśmiechem.
Rozbawiona i speszona,
spojrzała w dół. Fakt, czuła się sennie, bo zazwyczaj nie jadała dużych
śniadań, a to, które właśnie zjadła, zapełniło jej żołądek po brzegi.
Tak czy inaczej
zastanowiła się nad odpowiedzią i doszła do wniosku, że pozostanie tutaj nie
byłoby dobrym pomysłem.
Uśmiechnęła się do Tony’ego.
– To brzmi naprawdę kusząco, ale nie mogę.
– Posłuchaj… – powiedział i się nachylił – Wyjdę
teraz na parę godzin, a kiedy wrócę… – powoli wsunął dłoń pod kołdrę –
…zabiorę cię do restauracji, gdzie poznasz wszystkie smaki Włoch… – delikatnie
zaczął ją pieścić i nagle zrobił to silniej
– …ale to będzie potem… – zagroził,
wykonując teraz ruchy, które nieuchronnie i stanowczo zaczęły ją przybliżać do
orgazmu – …kiedy już z tobą skończę, a ty nie będziesz
mogła złapać tchu.
Groźba już zaczęła się
spełniać i Alice zamknęła oczy, nie mogąc się powstrzymać przed wydaniem z
siebie jęku rozkoszy. Rozsunęła uda.
Dwie minuty. Tyle mu
zajęło, by doprowadzić ją do orgazmu. Strasznie ją to zawstydziło, bo nie była
pewna, czy to normalne, by kobieta mogła tak szybko dojść. Dla mężczyzn taki
czas zazwyczaj stanowił problem, ale co, jeśli tym razem tyczył się on kobiety?
Tony chyba się nad tym
nie zastanawiał, bo w oczach miał spojrzenie zwycięzcy, a na ustach uśmiech. Wstał.
– Poczekaj… – powiedziała – Ja nie mogę tu zostać przez cały dzień.
– Możesz – pocałował ją – i zostaniesz.
To jego władcze
podejście, jednocześnie ją załaskotało i ukuło. Lubiła, kiedy okazywał
stanowczość , ale z drugiej strony, kiedy zaczynała czuć, że traci prawo głosu,
rodził się w niej bunt, który nawoływał do odzyskania niepodległości.
Nic jednak nie powiedziała,
tylko uśmiechnęła się do Tony’ego.
Kiedy już wyszedł, przeciągnęła
się na łóżku i ziewnęła. Miała w głowie wiele myśli, które wędrowały od jednego
tematu do drugiego, powoli odsuwając ją od rzeczywistości. Jej oczy robiły się coraz
cięższe i cięższe, aż w końcu zamknęła je i odpłynęła w sen.
Obudziła się sama. W
pokoju było cicho i tylko jej ruchy, kiedy się podnosiła, wygenerowały
jakikolwiek szmer. Rozejrzała się. Była tu tylko ona. Spojrzała na okno i uświadomiła
sobie, że musiała spać dość długo, ponieważ słońce przesunęło się i teraz jego
promienie ledwo co wpadały do pokoju.
Westchnąwszy, usiadła
na łóżku. Miała nadzieję, że będzie tu Tony, ale cóż, musiała na niego
poczekać. Postanowiła się ubrać, choćby na wypadek, gdyby ktoś inny chciał tu
przyjść – na przykład Rosalia, albo Marry…
Tym razem zbieranie
odzieży poszło jej lepiej i dość szybko odnalazła wszystkie części swojej garderoby,
poza jedną rzeczą: stanikiem. Niby mogła się bez niego obejść, gdyby zaginął na
dobre, ale skoro miała czas, to co jej szkodziło poszukać? Chodziła, rozglądała
się i kucała pod każdym większym meblem, lecz bez rezultatów. W końcu go
wypatrzyła i wcale nie był nigdzie schowany, lecz leżał pod koszulą Tony’ego, a
ta spoczywała sobie na fotelu obok łóżka. Sięgnęła po stanik i pociągnęła go do
siebie, niespodziewanie czując opór. Nim zorientowała się co i jak, usłyszała huk
pod nogami. Coś spadło. Spojrzała w dół i zamarła… Leżał tam pistolet. Duży,
czarno-srebrny, zapięty w skórzanej kaburze. Przeszły ją ciarki i szybko
odsunęła się od broni. Nie miała pojęcia, jak podejść do tego znaleziska, bo o
broni wiedziała tylko tyle, że zabija jednym pociągnięciem spustu. Im dłużej na
nią patrzyła, tym szybciej oddychała, aż nagle wstrzymała wdech.
– Muszę ją podnieść – pomyślała – Tony zorientuje się, że ktoś ją ruszał,
skoro leży na podłodze.
Nie mając za wielkiego
wyboru, kucnęła i wysunęła dłoń po pistolet. Była w stanie przysiąc, że
zrobiono go z najzimniejszego metalu, z jakim kiedykolwiek się spotkała. Końcówki
palców natychmiast zrobiły jej się lodowate, ale nie przez metal, tylko z
nerwów, bo właśnie go podniosła. Jego ciężar mogłaby porównać do małej hantli,
która zawsze zaskakuje, że jest taka niewielka a taka ciężka. Ten pistolet
wręcz ciążył jej w dłoni i czym prędzej odłożyła go na fotel, pod koszulę
Tony’ego.
Usiadła na łóżku.
– Jest kim jest, a ty się z nim
przespałaś… – powiedziała do siebie ponuro w myślach – Z gangsterem… Z człowiekiem, który ma broń… Nawet nie wiesz, czym się zajmuje. Może być zabójcą, a ty siedzisz sobie w jego pokoju...
Powróciły do niej
rozterki, że wdała się w niebezpieczną relację z kimś, kogo jej matka - gdyby
jeszcze żyła - , kazałaby unikać.
– Muszę stąd wyjść – zdecydowała.
Pociągał ją, może nawet
zaczęła się w nim zakochiwać, ale to było za mało, by móc uciszyć rozsądek, a
ten nie przestawał pytać: „Co o nim wiesz, Alice? Do czego jest zdolny, a do
czego nie? Co do ciebie czuje?”.
Te pytania nie
opuszczały jej aż do momentu, w którym podeszła do drzwi. Teraz ważniejsze stało
się to, czy uda jej się wyjść niezauważoną. Zaczęła nasłuchiwać tego, co działo się
na korytarzu i gdy upewniła się, że było tam cicho, otworzyła drzwi.
– Udało się. Nikogo tu nie ma – pomyślała
z ulgą.
– Alice? – zapytał damski głos znikąd.
Alice odwróciła się. Patrzyła
na nią Nicole, która musiała się gdzieś przyczaić na uboczu, a do piersi
przyciskała telefon, jakby miała na sumieniu nieregulaminową przerwę poświęconą
sms-om. Z niedowierzaniem w oczach przeniosła wzrok na klamkę, na której Alice jeszcze
trzymała dłoń.
– Spałaś tu…? – zapytała, jakby miała zaraz umrzeć, gdyby usłyszała potwierdzenie.
Alice nic nie
odpowiedziała, tylko spojrzała Nicole prosto w oczy.
– Ja pierdolę… – jęknęła zawyżonym głosem Nicole i w sekundę zawinęła się
do windy.
Alice pozostała na
miejscu.
– No i stało się… – pomyślała – Nicole zaraz wszystkim opowie, co widziała.
Trudno, prędzej czy później prawda i tak wyszłaby
na jaw…
Musiała poczekań na
korytarzu jeszcze chwilę, bo Nicole zajęła jedyną windę dla pracowników, a ta
dla gości nie wchodziła w grę.
W końcu pojawiło się
światełko.
Teraz wystarczyło tylko
wejść do windy, zjechać do pralni, wyjść ich służbowym wyjściem, obejść
budynek, wejść swoim wejściem, dostać się do szatni po ciuchy, torebkę i znów
wyjść – wszystko, byleby tylko nie spotkać się z nikim z pracy.
Czy to był prosty plan? Nie, absolutnie nie, a
jednak Alice się udało – po kilkunastu minutach była już w drodze do domu.
...
A więc Tony jest władczy, bystry, seksowny i inteligentny, a Alice? Dziewczyna naprawdę blado przy nim wypada, ale uważam, że temu jest też trochę winna twoja narracja, bo ty głównie zachwycasz się nim, piszesz co jej się w nim podoba, jakie on ma cechy, jaki on to nie jest, a w ogóle odsuwasz Alice na bok i brak mi spojrzenia Tonego na dziewczynę. Takich drobnostek, jak to co on o niej myśli, co sądzi, itd.
OdpowiedzUsuńhttp://takamilosc.blogspot.com/