Rozdział VI
Kolejnego dnia, w
sobotę, dom Państwa Longworth zamienił się w prawdziwe pole bitwy. Sara nie
chciała oddać władzy. Skorzystała więc z okazji, że jej największego wroga –
Davida – nie było w domu i po staremu zwołała apel w salonie.
Niespodziankę,
którą przyszykowała dla wszystkich miała w dłoni, a konkretniej na papierze.
Były to wymówienia z pracy. Postanowiła, że skoro David i reszta pracowników poniżyli ją we
własnym domu, to ona ich usunie z niego i to jednym podpisem "Longworth".
Specjalnie na tą
okazję założyła swoje ulubione ubranie, czyli różową bluzeczkę bez ramiączek i
śnieżno-białą spódniczkę, która była perfekcyjnie rozkloszowana.
Nim rozdała
skrupulatnie przygotowane dokumenty, solidnie naubliżała służbie, a jeśli ktoś
próbował zaprotestować, to go zakrzyczała i trzeba było przyznać, że miała do
tego talent, bo nim zegar wskazał południe, wszyscy z ciężkim sercem przyjęli
wymówienia. Pracowali tu od lat w niezmiennym składzie, a większość z zebranych
pamiętała jeszcze czasy, kiedy Sara bawiła się grzechotką.
Dokładnie w tym momencie David i pan Oakwell
wrócili do domu.
– Saro, co to ma znaczyć…? – zapytał z bladością na twarzy Oakwell.
David również podejrzewał, że Sara wywinęła jakiś niezły numer, ale na
razie się nie odzywał.
– Wymówienia – odparła obojętnie – Dla
pana Collinsa też mam – uśmiechnęła się do niego diabolicznie.
– Na Boga, Saro… Ty nie możesz… – Oakwellowi
zabrakło słów.
David podszedł do Sary i wziął od niej kartkę. Powiedzenie, że była z
siebie zadowolona to mało. Wprost pękała z dumy.
– To jakiś żart? – zapytał,
czytając tekst.
– Nie, panie Collins, to… – triumfowała,
gdy David przerwał jej basowym mrukiem:
– Ciebie, dzieciaku, nie pytam…
Sara nagle zmalała, jak potraktowany
chemią chwast.
David uniósł kartkę i spojrzał
pytająco na pracowników.
– Naprawdę wzięliście te bazgroły na poważnie?
Odpowiedziała mu cisza. Obiegł
wzrokiem twarze wszystkich i domyślając się, że tak było, pokręcił głową.
– Wczoraj omówiłem z państwem kilka istotnych zasad… – zaczął, wolno składając kartkę – Teraz natomiast, poruszymy
najważniejszą zasadę, o której chyba wszyscy tu zapomnieli… – przeszedł się wzdłuż rzędu
ludzi – Dzieci
nie rządzą dorosłymi – powiedział
głośno, prawie że cytując – Nie
wiem, jakim cudem ta dziewczynka… –
wskazał na Sarę, która teraz wyglądała na znacznie mniej pewną siebie – …przejęła kontrolę nad domem,
ale to się zmieni i to natychmiast – zniżył
głos – Od teraz zapominacie, że jest
córką państwa Longworth i traktujecie ją tak, jakby była waszą córką. Oznacza
to, że jeśli zachowa się wobec was nieodpowiednio, macie wziąć ją na kolano,
przetrzepać i wstawić do kąta.
Sara z wrażenia, aż otworzyła buzię, a pracownicy spojrzeli po sobie.
Nie byli pewni, czy David mówił poważnie. Szybko się to wyjaśniło.
– A żeby przypieczętować odwrócenie ról w tym
domu… – wysunął
czarny pas ze szlufek – …każdy
z was… – złożył
go na pół –
…wymierzy Sarze pięć pasów. Panie Oakwell – podał mu go – Pan pierwszy.
Sara, jak tylko to usłyszała, próbowała zbiec przez hol. Miała pecha,
bo najbliżej wejścia stał ogrodnik, którego całkiem nie dawno oblała wodą za
koszenie trawy w czasie, gdy ona rozmawiała przez telefon. Pochwycił ją w
mgnieniu oka i przyprowadził do Davida. Ten natomiast podszedł spokojnie do
stołu i przesunął go na środek salonu.
– Proszę ją przytrzymać – zwrócił się do ogrodnika.
Mężczyzna położył Sarę na blacie i nawet jej krzyki i płacz nic tu nie
pomogły. Rzucała się ze wszystkich sił, gdy jej ręce zostały skrzyżowane na
plecach, a ona sama dociśnięta. David zadarł jej wysoko spódniczkę i zsunął
bawełniane majtki do kostek.
– Panie Oakwell? – obejrzał się na niego.
Norman Oakwell podszedł do Sary, niepewnie ściskając w ręce pas.
– Przykro mi Saro, ale to dla twojego
dobra… –
powiedział ze smutkiem, na co dziewczyna zaszamotała się z przerażonym
płaczem.
Doszło do niej, że nikt – nawet poczciwy Oakwell – nie wybroni jej przed laniem.
Dostanie grubym pasem, wielokrotnie i to od wszystkich.
– Proszę jej nie żałować – wtrącił się David – Musi się nauczyć szacunku dla
dorosłych.
Ośmielony tymi słowami Oakwell, zamachnął się i uderzył Sarę lekko w
oba pośladki. Krzyknęła, choć bardziej z upokorzenia niż z bólu. Następne ciosy
również nie były zbyt surowe, ale Sara i tak łkała, jak gdyby bito ją rózgami.
Dopiero kiedy przyszła zmiana i pas przejęła starsza pokojówka, kobieta, którą
codziennie pomiatała, dziewczyna zaczęła krzyczeć dokładnie tak, jak dyktował
to huk paska. Kolejne osoby także nie były dla niej pobłażliwe. Szofer uderzał
bezlitości w to samo miejsce, zaś kucharka złożywszy pas na cztery,
przetrzepała ją szybko, najmocniej jak potrafiła.
Pośladki Sary były już mocno czerwone, drżały, ale i tak spadły na nie
następne pasy, trzaskając o jej rozpaloną skórę. Co pięć uderzeń narzędzie kary
wędrowało z rąk do rąk i nie było osoby, która by go nie przyjęła. Sara mogła
tylko krzyczeć i wierzgać nogami, podczas gdy jej pośladki były już smagane przez
ostatnią osobę, jaką była Anabell. Nie robiła tego za mocno, bo jako jedyna ze
służby ulitowała się nad dziewczyną, ale i tak nawet lekkie ciosy z rąk drobnej
Anabelli sprawiały niewyobrażalny ból srogo doświadczonym pośladkom.
– Dziękuję wszystkim – powiedział David – Mam nadzieję, że Sara
zrozumiała nowe zasady panujące w tym domu…
Dopiero teraz służba zauważyła, że David trzymał w ręce packę należącą
do ojca Sary. Tak, w międzyczasie odwiedził jego gabinet.
– Aby jednak mieć pewność, użyję przedmiotu specjalnie
zakupionego dla Sary.
David zmrużył oczy i rozejrzał się po twarzach zgromadzonych ludzi.
– Jest was piętnastu, z panem Oakwellem
szesnastu – szybko
policzył –
Wychodzi na to, że Sara dostała osiemdziesiąt pasów… – podszedł do zapłakanej
nastolatki.
Ogrodnik dalej przytrzymywał ją na blacie, skrępowaną uściskiem jego
dłoni. Nie wyglądało na to, by jeszcze miała siłę się rzucać, ale wszystko się
zmieniło, gdy David oznajmił nagle:
– Dobijemy do stu.
Sara, z głośnym płaczem, poderwała głowę. Zaczęła nią rzucać na
wszystkie strony, na przemian piszcząc i krzycząc, że za wszystko przeprasza i
że już więcej nie będzie sprawiać problemów, ale nie przekonało to Davida.
Położył lewą rękę na plecach dziewczyny i dotknął packą jej wypiętej pupy, by
odpowiednio w nią przymierzyć. Sara natychmiast zaczęła się odpychać nogami od
podłogi, żeby w ten naiwny sposób uciec przed razami. Nie wyszło jej to na
dobre.
– Anabell, podnieś jej głowę – rozkazał
David – Chcę żeby wszyscy widzieli jej twarz, gdy
będzie dostawać lanie.
Kobieta stanęła przed Sarą i delikatnie uniosła jej podbródek. David
przystanął obok.
– Saro –
zwrócił się do szlochającej w rozpaczliwy sposób nastolatki – Próbujesz uciekać, dlatego ci
ludzie będą na ciebie patrzeć, abyś jeszcze bardziej się wstydziła swojego
zachowania.
Ponownie stanął za nią, docisnął jej plecy, na co świadoma następnych
chwil Sara zawyła z płaczem.
David wziął zamach i raz za razem, metodycznie i bez przerw zaczął ją bić
po rozgrzanych do czerwoności pośladkach. Sara od razu zgięła kolana i zawisła
na blacie, płacząc w niebogłosy. To był jeden, długi krzyk, na przemian
wahający się między dwiema tonacjami, do których zmuszał ją ból. Jej pośladki
rytmicznie falowały, gdy dosięgała je drewniana packa. Głośno i ciężko
trzaskała o jej skórę, pozostawiając zaokrąglone, ciemniejące ślady. Mężczyzna, który trzymał Sarę czuł, że
jej ciało było popychane przy każdym uderzeniu, dlatego mocno ją dociskał, by przyjęła
każdy raz dokładnie. Zgromadzona służba stała zaledwie dwa metry przed Sarą i
widziała każdą jej wypłakaną łzę. Widzieli jej czerwone od płaczu policzki,
mokre, zaciśnięte powieki i szeroko otwarte usta, krzyczące jedną, długą literę
„a”. Co sobie wtedy myśleli? :
– „Wreszcie ktoś się nią zajął…”, „Dobrze jej tak…”, „Zasłużyła sobie”,
„Dwadzieścia? Powinna oberwać dwa razy tyle!”.
Co się dziwić, ci ludzie przeżyli z tą nastolatką naprawdę koszmarne
chwile. Wyzwiska i rzucanie w nich przedmiotami było tylko czubkiem góry
lodowej. Wszystko jednak wskazywało na to, że ten czas dobiegł końca i to za
sprawą Davida.
Wymierzył Sarze dokładnie dwadzieścia uderzeń, poczym wsunął jej
bieliznę, ściągnął ze stołu i postawił przed pracownikami domu:
– Teraz możesz przeprosić za swoje zachowanie.
Nie wiadomo, czy to co wydukała było przeprosinami, ale na pewno ton
głosu taki miała. David zaprowadził ją teraz na schody.
– Idź do pokoju i nie wychodź z niego, dopóki ci nie pozwolę – przykazał.
Zapłakana Sara tylko przytaknęła głową. Ruszyła przed siebie,
ostrożnie krocząc stopień po stopniu, lecz jak tylko znalazła się dostatecznie
daleko od Davida, odwróciła się gwałtownie. Popatrzyła na niego z wyrzutem, a on, podpierając się po bokach, posłał jej
takie spojrzenie, na które natychmiast pobiegła na górę. Obrócił packę w dłoni.
Może i czegoś nauczyła Sarę, ale wciąż za mało, by móc wrócić na ścianę…
…
Nie będę ukrywał że jestem mile zaskoczony tym opowiadaniem.Jest smakowite i widać że jego autor(a chyba autorka)jest osobą którą mocno kręci spanking.Rozumiem bo ja również bardzo go lubię.Skromnie dodam że sam jestem autorem jednego opowiadania(mocno spankingowego)o tytule"Ania-opowiadanie spankingowe"-gdzieś ono dryfuje w śieci.
OdpowiedzUsuń