Opowiadanie o laniu
Ulica „Colling Street”
– No nie… Znowu się spóźnię
– pomyślała Sue i przyspieszyła kroku.
Właśnie szła do pracy i
choć miała do niej blisko, to prawie zawsze zjawiała się na styk.
– Jak tak dalej pójdzie, to mnie wyleją
– wytknęła sobie, poprawiając długie, kasztanowe
włosy, które zawiewał jej na twarz wiosenny wietrzyk.
Po drugiej stronie
ulicy znajdował się budynek banku, w którym pracowała, więc podeszła do jezdni,
żeby ją przekroczyć. Nie było to bezpieczne, bo auta na tym odcinku zawsze
jeździły szybko, ale najbliższe przejście dla pieszych znajdowało się tak
daleko, że gdyby z niego skorzystała, to na pewno spóźniłaby się dodatkowe pięć
minut.
Rozejrzała się w prawo
i w lewo.
– Pusto. Chyba tylko ja muszę
wstawać tak wcześnie, bo nawet ludzi tu nie ma.
Zrobiła krok przed
siebie i nagle, gdy już stawiała następny, dobiegł ją przeraźliwy pisk opon. Stanęła
jak wryta, a czarna limuzyna, która gwałtownie przed nią zahamowała, aż
obróciła się lekko bokiem. Sue była tak przerażona całym zajściem, że nawet
kiedy opadła przyciemniana szyba i wyłonił się mężczyzna, nie potrafiła skupić
na nim swojego wzroku.
– Nic się pani nie stało? – zapytał z niepokojem pasażer limuzyny.
Sue tylko zaprzeczyła
głową. Czuła, że serce biło jej jak oszalałe, a nogi dygotały, niczym liście
osiki.
– Co to za pomysł, żeby przechodzić przez ulicę w takim miejscu? – zapytał
nieznajomy – Przecież to niebezpieczne. Mogło się pani coś
stać.
Sue ocknęła się dopiero
teraz, gdy usłyszała pretensje w głosie mężczyzny.
– Przepraszam. Byłam spóźniona do pracy i chciałam skrócić sobie drogę… – wytłumaczyła,
nieporadnie wbijając wzrok w ziemię.
– To żadna wymówka – skarcił ją mężczyzna – Mój kierowca mógł panią potrącić, a wtedy w
ogóle by pani nie dotarła do pracy.
Sue posłała mu krótkie
spojrzenie, które było wystarczające, aby mogła się dowiedzieć, że rozmawiała z
eleganckim, krótko przystrzyżonym mężczyzną po trzydziestce. Chyba się
zorientował, że jeszcze nie doszła do siebie, bo złagodził swój wzrok i zapytał:
– Na pewno nic pani nie jest?
Sue przytaknęła głową i
czym prędzej zeszła z ulicy. Było jej strasznie wstyd, że została zganiona
przez obcego mężczyznę i to jeszcze tak dobrze wyglądającego.
– Ja to mam pecha… – westchnęła
pochmurnie w myślach – Jak już
spotykam jakiegoś fajnego faceta, to muszę zrobić z siebie idiotkę…
Sue w końcu dotarła do pracy.
Przez pechowe spotkanie na ulicy była rozkojarzona, powolna i skończyło się to
tym, że musiała dłużej zostać w pracy.
Gdy wyszła z banku, na
dworze było już prawie całkiem ciemno. Nogi uginały się pod nią ze zmęczenia, a
głowa pękała przy każdym stukocie obcasów.
Spojrzała na ulicę. Nie
było nic prostszego, a niżeli przecięcie jej w linii prostej, pójście tym
kierunkiem przez park i dojście do domu, gdzie czekała na nią ukochana, miękka kanapa.
Rozejrzała się na boki.
Nic nie jechało.
– Nie mam siły iść na około… Przebiegnę szybko – zdecydowała i mocno ściskając torebkę pod
pachą, ruszyła na jezdnię.
Jakby jakaś siła
piekielna się na nią uwzięła, w połowie drogi błysnęły światła szybko
nadjeżdżającego auta. Sue zauważyła je późno, zbyt późno. Rozległ się pisk
opon, jej krzyk i upadła, gdy buty na wysokim obcasie sabotowały ucieczkę.
Skulona, otworzyła
oczy. Była nietknięta przez ogromny samochód, który zdołał się zatrzymać
zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od jej nosa.
– O matko… Było blisko – pomyślała,
kładąc rękę na piersi – A już sądziłam,
że nie zahamuje… – odetchnęła z ulgą i nawet się uśmiechnęła.
Nagle ten wielki samochód
wściekle ją wyminął. Jego czarny bok ciągnął się i ciągnął, aż Sue spostrzegła,
że była to limuzyna. Zatrzymała się przy niej, a w drzwiach pojawił się ten sam
nieznajomy, co rano. Zamarła.
– Pani się w ogóle nie uczy! – zawołał z oburzeniem.
Sue nie zdążyła mu nic
odpowiedzieć. Została przez niego wciągnięta do auta, od razu lądując na jego kolanach.
Limuzyna ruszyła, a
mężczyzna zadarł jej spódnicę.
– To może TO… – gniewnie mówiąc, dał jej siarczystego klapsa – …panią czegoś nauczy.
Sue poderwała głowę. Poczuła
na pasie silną dłoń, która ją docisnęła i zaraz jej pośladki zaczęły falować
pod wpływem następnych uderzeń, a ona – choć czuła ogromne zażenowanie sytuacją – ani
myślała zaprotestować.
– I dobrze, niech mnie spierze,
bylebym tylko nie musiała patrzeć mu w twarz! – powiedziała
do siebie, ze wstydem opuszczając głowę jak najniżej.
Wiedziała, że każdy
klaps od tego mężczyzny był zasłużony i wiedziała też, że on myślał podobnie,
bo smagał ją mocno i zdecydowanie.
Kiedy jej pośladki
trzaskały, a głowa poruszała się w rytm kolejnych uderzeń, Sue zamknęła oczy,
by w ten sposób jakoś sobie pomóc w wytrzymaniu narastającego pieczenia i nawet
nie zauważyła, że limuzyna się zatrzymała.
W końcu dostała tyle
razy, że zaczęła czuć okropnie palący ból i gdy już była bliska krzyku,
nieznajomy znienacka ściągnął ją z kolan i posadził naprzeciw siebie.
– Wie już pani, w którym miejscu przechodzić przez ulicę? – zapytał,
wciąż z gniewem w głosie.
Sue uciekła spojrzeniem
w dół.
– Tak… – wyszeptała.
Mężczyzna nagle
otworzył drzwi.
– To proszę wysiąść i mi pokazać.
Rozkaz był tak wyraźny,
że Sue natychmiast wyszła z samochodu i nawet się nie obejrzała za swoją
torebką. Niepewnie przeczesała wzrokiem okolicę. Tak naprawdę to tylko
podejrzewała, czego oczekiwał od niej nieznajomy, a ten właśnie wysiadł z
limuzyny i stanął tuż za nią.
Obejrzała się na niego.
Teraz już wiedziała, czemu ją tak bolały pośladki. Był wysoki, dobrze
zbudowany, a jego palce niecierpliwie stukały po umięśnionych ramionach, które
założył na krzyż.
Rozejrzała się. Dostrzegła
znajdujące się tuż obok przejście dla pieszych i słup z przyciskiem akomodacyjnym.
Podeszła i wcisnęła żółty guzik.
Nieznajomy zbliżył się
do niej.
– I co? Musiała pani porządnie dostać w tyłek, by się tego nauczyć? – zapytał
z nutą pretensji w głosie.
Sue wbiła wzrok w
ziemię.
– Chyba tak… – przyznała zawstydzona.
Mężczyzna zaśmiał się
ciepło.
– Oj dziecino, dziecino… – pokiwał głową – Z
takim podejściem, to ty potrzebujesz twardej ręki.
Sue wreszcie odważyła
się spojrzeć na rozmówcę i nieśmiało zaczesała włosy na uszy.
– Nie wiem. Może…
Mężczyzna otworzył drzwi
limuzyny i wskazał jej drogę do środka. Serce Sue uderzyło ze zdwojoną siłą i
posłuchała i jego i mężczyzny – wsiadła do auta.
Super! Nie myślałaś nad napisaniem jakiejś kontynuacji? Chętnie bym poczytała
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc (pisząc) to myślałam o tym, ale póki co muszę się skupić na dokończeniu "Casino Royal", a potem "Domu Państwa Longworth". Mam tak mało czasu, a tyle chęci by pisać... Ech... Życie jest niesprawiedliwe :)
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania są świetne, ale za bardzo nie mam czasu ich czytać. Przeczytałam wszystkie i chce abyś pisała jeszcze. Proszę poinformuj mnie o tym, kiedy będą następne części. Mój email:ewa.kmiecinska@onet.pl
OdpowiedzUsuń