black

black

sobota, 5 lipca 2014

UCL - Opowiadanie o laniu


Opowiadanie o laniu



Ulica „Colling Street”






               –  No nie… Znowu się spóźnię   pomyślała Sue i przyspieszyła kroku.

Właśnie szła do pracy i choć miała do niej blisko, to prawie zawsze zjawiała się na styk.

               –  Jak tak dalej pójdzie, to mnie wyleją   wytknęła sobie, poprawiając długie, kasztanowe włosy, które zawiewał jej na twarz wiosenny wietrzyk.

Po drugiej stronie ulicy znajdował się budynek banku, w którym pracowała, więc podeszła do jezdni, żeby ją przekroczyć. Nie było to bezpieczne, bo auta na tym odcinku zawsze jeździły szybko, ale najbliższe przejście dla pieszych znajdowało się tak daleko, że gdyby z niego skorzystała, to na pewno spóźniłaby się dodatkowe pięć minut.

Rozejrzała się w prawo i w lewo.

               –  Pusto. Chyba tylko ja muszę wstawać tak wcześnie, bo nawet ludzi tu nie ma.

Zrobiła krok przed siebie i nagle, gdy już stawiała następny, dobiegł ją przeraźliwy pisk opon. Stanęła jak wryta, a czarna limuzyna, która gwałtownie przed nią zahamowała, aż obróciła się lekko bokiem. Sue była tak przerażona całym zajściem, że nawet kiedy opadła przyciemniana szyba i wyłonił się mężczyzna, nie potrafiła skupić na nim swojego wzroku.

               –  Nic się pani nie stało?   zapytał z niepokojem pasażer limuzyny.

Sue tylko zaprzeczyła głową. Czuła, że serce biło jej jak oszalałe, a nogi dygotały, niczym liście osiki.
  
               –  Co to za pomysł, żeby przechodzić przez ulicę w takim miejscu?   zapytał nieznajomy   Przecież to niebezpieczne. Mogło się pani coś stać.

Sue ocknęła się dopiero teraz, gdy usłyszała pretensje w głosie mężczyzny.

               –  Przepraszam. Byłam spóźniona do pracy i chciałam skrócić sobie drogę…   wytłumaczyła, nieporadnie wbijając wzrok w ziemię.

               –  To żadna wymówka   skarcił ją mężczyzna –  Mój kierowca mógł panią potrącić, a wtedy w ogóle by pani nie dotarła do pracy.

Sue posłała mu krótkie spojrzenie, które było wystarczające, aby mogła się dowiedzieć, że rozmawiała z eleganckim, krótko przystrzyżonym mężczyzną po trzydziestce. Chyba się zorientował, że jeszcze nie doszła do siebie, bo złagodził swój wzrok i zapytał:

               –  Na pewno nic pani nie jest? 

Sue przytaknęła głową i czym prędzej zeszła z ulicy. Było jej strasznie wstyd, że została zganiona przez obcego mężczyznę i to jeszcze tak dobrze wyglądającego.

               –  Ja to mam pecha…   westchnęła pochmurnie w myślach   Jak już spotykam jakiegoś fajnego faceta, to muszę zrobić z siebie idiotkę…

                Sue w końcu dotarła do pracy. Przez pechowe spotkanie na ulicy była rozkojarzona, powolna i skończyło się to tym, że musiała dłużej zostać w pracy. 

Gdy wyszła z banku, na dworze było już prawie całkiem ciemno. Nogi uginały się pod nią ze zmęczenia, a głowa pękała przy każdym stukocie obcasów. 

Spojrzała na ulicę. Nie było nic prostszego, a niżeli przecięcie jej w linii prostej, pójście tym kierunkiem przez park i dojście do domu, gdzie czekała na nią ukochana, miękka kanapa.

Rozejrzała się na boki. Nic nie jechało.

               –  Nie mam siły iść na około…  Przebiegnę szybko   zdecydowała i mocno ściskając torebkę pod pachą, ruszyła na jezdnię.

Jakby jakaś siła piekielna się na nią uwzięła, w połowie drogi błysnęły światła szybko nadjeżdżającego auta. Sue zauważyła je późno, zbyt późno. Rozległ się pisk opon, jej krzyk i upadła, gdy buty na wysokim obcasie sabotowały ucieczkę.

Skulona, otworzyła oczy. Była nietknięta przez ogromny samochód, który zdołał się zatrzymać zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od jej nosa.

               –  O matko… Było blisko   pomyślała, kładąc rękę na piersi   A już sądziłam, że nie zahamuje…    odetchnęła z ulgą i nawet się uśmiechnęła.

Nagle ten wielki samochód wściekle ją wyminął. Jego czarny bok ciągnął się i ciągnął, aż Sue spostrzegła, że była to limuzyna. Zatrzymała się przy niej, a w drzwiach pojawił się ten sam nieznajomy, co rano. Zamarła.

               – Pani się w ogóle nie uczy! – zawołał z oburzeniem.

Sue nie zdążyła mu nic odpowiedzieć. Została przez niego wciągnięta do auta, od razu lądując na jego kolanach.
Limuzyna ruszyła, a mężczyzna zadarł jej spódnicę. 

               –  To może TO…   gniewnie mówiąc, dał jej siarczystego klapsa   …panią czegoś nauczy.

Sue poderwała głowę. Poczuła na pasie silną dłoń, która ją docisnęła i zaraz jej pośladki zaczęły falować pod wpływem następnych uderzeń, a ona   choć czuła ogromne zażenowanie sytuacją   ani myślała zaprotestować.

               –  I dobrze, niech mnie spierze, bylebym tylko nie musiała patrzeć mu w twarz!   powiedziała do siebie, ze wstydem opuszczając głowę jak najniżej.

Wiedziała, że każdy klaps od tego mężczyzny był zasłużony i wiedziała też, że on myślał podobnie, bo smagał ją mocno i zdecydowanie.

Kiedy jej pośladki trzaskały, a głowa poruszała się w rytm kolejnych uderzeń, Sue zamknęła oczy, by w ten sposób jakoś sobie pomóc w wytrzymaniu narastającego pieczenia i nawet nie zauważyła, że limuzyna się zatrzymała.

W końcu dostała tyle razy, że zaczęła czuć okropnie palący ból i gdy już była bliska krzyku, nieznajomy znienacka ściągnął ją z kolan i posadził naprzeciw siebie.

               –  Wie już pani, w którym miejscu przechodzić przez ulicę?   zapytał, wciąż z gniewem w głosie.

Sue uciekła spojrzeniem w dół.

               –  Tak…     wyszeptała.

Mężczyzna nagle otworzył drzwi.

               –  To proszę wysiąść i mi pokazać.

Rozkaz był tak wyraźny, że Sue natychmiast wyszła z samochodu i nawet się nie obejrzała za swoją torebką. Niepewnie przeczesała wzrokiem okolicę. Tak naprawdę to tylko podejrzewała, czego oczekiwał od niej nieznajomy, a ten właśnie wysiadł z limuzyny i stanął tuż za nią.

Obejrzała się na niego. Teraz już wiedziała, czemu ją tak bolały pośladki. Był wysoki, dobrze zbudowany, a jego palce niecierpliwie stukały po umięśnionych ramionach, które założył na krzyż.
Rozejrzała się. Dostrzegła znajdujące się tuż obok przejście dla pieszych i słup z przyciskiem akomodacyjnym. Podeszła i wcisnęła żółty guzik.

Nieznajomy zbliżył się do niej.

               –  I co? Musiała pani porządnie dostać w tyłek, by się tego nauczyć?   zapytał z nutą pretensji w głosie.

Sue wbiła wzrok w ziemię. 

               –  Chyba tak…   przyznała zawstydzona.
Mężczyzna zaśmiał się ciepło.

               –  Oj dziecino, dziecino…   pokiwał głową   Z takim podejściem, to ty potrzebujesz twardej ręki.

Sue wreszcie odważyła się spojrzeć na rozmówcę i nieśmiało zaczesała włosy na uszy.

               –  Nie wiem. Może…

Mężczyzna otworzył drzwi limuzyny i wskazał jej drogę do środka. Serce Sue uderzyło ze zdwojoną siłą i posłuchała i jego i mężczyzny – wsiadła do auta.  


3 komentarze:

  1. Super! Nie myślałaś nad napisaniem jakiejś kontynuacji? Chętnie bym poczytała

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc (pisząc) to myślałam o tym, ale póki co muszę się skupić na dokończeniu "Casino Royal", a potem "Domu Państwa Longworth". Mam tak mało czasu, a tyle chęci by pisać... Ech... Życie jest niesprawiedliwe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opowiadania są świetne, ale za bardzo nie mam czasu ich czytać. Przeczytałam wszystkie i chce abyś pisała jeszcze. Proszę poinformuj mnie o tym, kiedy będą następne części. Mój email:ewa.kmiecinska@onet.pl

    OdpowiedzUsuń