Opowiadanie o laniu
"Wspomnienia" cz.III
– To była sobota. Poszłam na imprezę i obiecałam mamie, że nie będę pić
alkoholu. Normalnie zawsze dotrzymuję
obietnic, ale impreza była tak zajebista, że postanowiłam wypić kilka puszek
piwa. Nie bałam się aż tak bardzo, bo moja mama była umówiona ze swoim
chłopakiem i wracała później ode mnie. Było już grubo po jedenastej, kiedy
dotarłam do domu, a tam - jak tylko otworzyłam drzwi - zobaczyłam moją mamę.
Stanęłam jak wryta, bo nie spodziewałam się jej zastać. Była normalnie ubrana,
w zasadzie to jakby przygotowana do pracy, czyli na nosie miała okulary, na
sobie popielaty kostium ze spódnicą, a włosy miała upięte w starannie zwinięty
kok.
– Jak nauczycielka – wtrąciła nagle Agata.
– Zgadłaś. Uczy w ogólniaku. Wszyscy mówią o niej, że to bardzo surowa
nauczycielka, ale nie mają pojęcia, jak naprawdę potrafi być surowa, a raczej
jak potrafi dać surowe lanie.
– Surowe lanie od surowej nauczycielki – zachichotała Ola.
– O tak – kontynuowała Mariola – Podeszła do mnie z rękami założonymi na
krzyż i zmierzyła kamiennym spojrzeniem – Widzę,
że dobrze zrobiłam zostając w domu… Zastanawiałam się, czy wrócisz o
wyznaczonej godzinie, ale teraz widzę, że trzeba było się martwić bardziej o
to, w JAKIM stanie wrócisz… – powiedziała i podeszła jeszcze bliżej – Czy ja czuję od ciebie piwo? –
skierowała pytanie raczej w przestrzeń niż do mnie – Tak – przekrzywiła głowę w bok – Piwo i papierosy… – stwierdziła z niezadowoleniem.
Zaczęłam się bronić: –
Nie! To nie tak. Inni palili, ja nie… A
piwo to koleżanka na mnie wylała i… –
Moja panno – przerwała mi – Myślisz,
że możesz wykiwać kogoś, kto od przeszło dwudziestu lat pracuje z młodzieżą?
Poczułam się jak idiotka,
próbując jej wcisnąć kit z rodu „Pies zjadł moją pracę domową”. Niezaradnie
podrapałam się za uchem. Mama spojrzała na mnie lodowato i powiedziała: – Za okłamywanie mnie i to jeszcze tak
nieudolnie od razu dostaniesz lanie na goły tyłek. – Ale mamo… – próbowałam zaprotestować – Proszę
do pokoju, już – lekko złapała mnie za rękę i poprowadziła w stronę schodów.
Już obie byłyśmy w moim
pokoju, gdy mama zamknęła drzwi i wskazała palcem na łóżko – Widzisz co tam leży? – zapytała.
Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam cienką
rózgę, oraz drewnianą packę, ale nie taką podłużną, tylko taką trochę podobnie
wyglądającą do paletki, nieco większą. – Zdejmij
ubranie – rozkazała mi. – Mamo,
proszę… – Byłam już bliska płaczu, ale ona tylko mnie ponagliła – Ubranie, Mariolu. Zdejmij je proszę i zajmij pozycję na łóżku.
Posłusznie ściągnęłam
jeansy i majtki, a odwieszając rzeczy na krzesło usłyszałam: – Całe ubranie. I lepiej się pospiesz, bo
zaczynam tracić cierpliwość.
Rozebrałam się do naga
i zajęłam swoją standardową pozycję, czyli uklękłam na łóżku, wystawiłam tyłek
do bicia, a twarz przybliżyłam do pościeli. Ręce dałam blisko głowy, bo zawsze jakoś
mi pomagało zakrywanie się, gdy dostawałam lanie.
W pierwszej kolejności
to packa dotknęła mojej pupy. Mama pomasowała nią wpierw jeden pośladek, a
potem drugi, jakby próbowała wyczuć, które miejsce będzie najlepsze na pierwsze
uderzenie – Bardzo mnie zawiodłaś,
Mariolu – powiedziała – Obiecywałaś,
że nie będziesz pić, a ty nie tylko piłaś, ale też paliłaś papierosy. Powiedz
mi, jak taka mądra dziewczyna może robić takie głupie rzeczy? – Odpowiedziałam – Nie
wiem, mamo... Przepraszam. – Przeprosiny
to za mało, wiesz o tym – upomniała mnie
– Na początek ukarzę cię tym… – lekko smagnęła mnie packą – …a potem rózgą. – Od razu zrobiło mi
się gorąco – Czemu rózgą…? – zapytałam
słabo – Nie możesz mnie ukarać tak jak
zwykle, czyli… na kolanie…? – Nie, Mariolu. – odpowiedziała stanowczo – Tym razem dostaniesz takie lanie, na
jakie zasługujesz. Koniec dyskusji. Wypnij się.
Nie miałam wyboru.
Posłuchałam jej. Wymierzyła mi mocne uderzenie w prawy pośladek i odczekała
chwilę. Potem uderzyła w lewy i znów zrobiła kilka sekund przerwy, jakby
chciała, żebym odczuła każdy raz bardzo dokładnie. Uderzyła raz jeszcze, a ja z
krzykiem opuściłam biodra. – O nie, tak
to się nie będziemy bawić, moja panno – powiedziała mama – Pupa do góry.
Zaciskając zęby
uniosłam pupę i dokładnie w tej samej chwili poczułam palące uderzenie. Znów
opuściłam biodra. – Wypnij się – rozkazała
mama i poczekała, aż walcząc sama ze sobą w końcu jej ulegnę. Nadstawiłam się. – Mocniej – powiedziała z naciskiem widząc, że strasznie nie chcę
tego zrobić, a kiedy tylko odpowiednio się wypięłam, packa z trzaskiem dosięgła
moich pośladków. – Auu! – Natychmiast
przeturlałam się na bok. – Mamo, proszę… To
strasznie boli… – zaszlochałam. W odpowiedzi padła lodowata komenda: – Nadstaw pupę.
Rozpłakałam się już na
całego, ale nie dlatego, że czekało mnie dalsze lanie, tylko dlatego, że byłam
całkowicie bezsilna wobec jej stanowczości.
Zajęłam pozycję, co
było straszne, bo dobrze wiedziałam, że jak tylko się wypnę to oberwę. Uniosłam
pupę. Od razu poczułam mocne pacnięcie w prawy pośladek. Stęknęłam, zaciskając
palce na pościeli. I znów przyszła przerwa, wyczekiwanie na następny cios,
kiedy ledwo co udało mi się wytrzymać poprzedni… Pośladki piekły mnie,
pulsowały, a kiedy ból już zaczął łagodnieć, padło kolejne uderzenie, równie
mocne, ale w lewy pośladek. Nie wytrzymałam, po prostu się złamałam i znowu przeturlałam
się na bok, lecz tym razem mama nie była ani trochę wyrozumiała. Błyskawicznie
docisnęła mi plecy do łóżka i spuściła taką serię uderzeń raz za razem, że podczas
tego machałam nogami jak szalona. Gdy skończyła i mnie puściła, natychmiast złapałam
się za pupę. Paliła mnie bólem i paliła nawet w dotyku, taka była rozgrzana. Łkałam
w niebogłosy, ale nie było dla mnie żadnej taryfy ulgowej. Mama powiedziała
bezlitośnie: – Pupa do góry. Wysoko.
Szybko otarłam nos, łzy
i spełniłam jej żądanie, bo za nic w życiu nie chciałabym dostać takiej serii po
raz drugi, a przecież jeszcze czekało mnie lanie rózgą. Wypięłam pupę. Już po chwili
packa smagnęła mnie piekielnie mocno, a ja pisnęłam, kryjąc twarz w pościeli. Mama
przyspieszyła. Znowu poczułam uderzenie. Ostry ból przepalił mnie na wskroś, szczypiąc
przenikliwie skórę. Packa ponownie trzasnęła o moje pośladki. Ze szlochem poderwałam
głowę, a wtedy potężny cios raził mnie z taką siłą, że równocześnie wrzasnęłam
i zawyłam. Nogi same zaczęły mi drżeć i przy kolejnym uderzeniu po prostu odmówiły
posłuszeństwa. Opadłam płasko, trzęsąc się od niepohamowanego płaczu. – Czy mam już przejść do rózgi? – zapytała
gniewnie mama. – Nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie powiedzieć na głos, że wolałabym
być nawet związana, a niżeli zmuszona do pokornego nadstawiania pupy, jakbym ją
sama prosiła o zbicie. – Dobrze więc –
zdecydowała mama – Weź poduszkę. – Sięgnęłam
po nią i ustawiwszy ją na środku łóżka, położyłam się na niej. Moje biodra wreszcie
mogły spocząć, ale tylko na krótką chwilę, bo kiedy rózga przecięła powietrze i
ze świstem opadła na moje zbite pośladki, zaczęłam się wić z przeszywającego bólu,
nawet między uderzeniami, które rozdzielała duża pauza. Rózga smagała mnie metodycznie
i w stałym tempie, a ja wyginałam się jak piskorz, cały czas starając się nie
utracić pozycji na poduszce. Resztę lania pamiętam jak przez mgłę, choć jeden
ślad po rózdze mam do dzisiaj.
– Kiedy to było? – spytała Agata.
– Z pół roku temu? Jak przyjechałam do domu na wakacje.
– A lanie od chłopaka? – zapytała Ola z głodem w oczach, chcąc jak najszybciej
wysłuchać następnej historii Marioli.
Ta z uśmiechem odchyliła
się na łóżko i wzięła gładki, wolny wdech, by zacząć następne opowiadanie:
– Cóż…
…
Nie mogę się doczekać następnego postu! :)
OdpowiedzUsuń:-) Mam nadzieję, że następny również się spodoba. To już ostatnia część z tego cyklu.
Usuń