Casino Royal
Rozdział IV
Pomieszczenie, do
którego trafiła, było dużym pokojem, gdzie ilość mebli i ich przeznaczenie sugerowało,
że pełnił rolę zarówno eleganckiego salonu, jak i prywatnego gabinetu. Pod
ścianą, na lewo od wejścia, stało duże, ciemne biurko, w pobliżu którego
ustawiono szafki i regały o przeróżnych rozmiarach, zaś po drugiej stronie,
prawie że na środku, znajdowały się dwie długie, czarne sofy połączone w literę
„L” oraz szklany stolik. Był tak pusty i czysty, że Alice nie dojrzała na nim nawet
jednego pyłku kurzu.
Początkowo sama nie
wiedziała, czy usiąść na jednej z sof i biernie czekać na to, co przygotował
dla niej los, czy może spróbować uciec i ocalić życie. Drzwi były zamknięte –
to sprawdziła od razu, gdy tylko wepchnięto ją do pokoju – , ale okna, choć
pootwierane, też nie dawały żadnych szans na ucieczkę. Nie przy tej wysokości i
przymusie wykazania się zdolnościami wspinaczkowymi.
Ostatecznie, Alice
usiadła na jednej z sof. Czekała tak i w napięciu wpatrywała się w podłużną
klamkę w drzwiach, gdy nagle zdała sobie sprawę, że siedzi w kompletnej ciszy. Powinna
była słyszeć maszyny z dołu, ale nie, nie słyszała ich. Niczego nie słyszała,
poza biciem własnego serca i wówczas dopadła ją myśl, że jeśli nie słyszy tak
głośnych maszyn, to krzyków, czy wystrzałów z broni też by nie usłyszała. Ten
fakt przeraził ją i to potwornie.
Zgrzytnięcie zamka w
drzwiach, przerwało jej rozmyślania. Do pokoju wszedł Anthony Costello, a Alice,
widząc go, natychmiast się poderwała.
– Panie Costello, ja… – rozpoczęła drżącym głosem.
– Usiądź, Alice – poprosił, tym samym jej przerywając.
Jego spokój ani trochę
nie udzielił się Alice. Wciąż go niepewnie obserwowała, a gdy zamknął drzwi, w
jej oczach pojawiły się łzy, mimo iż walczyła z nimi ze wszystkich sił.
Usiadła.
– Powiedz mi… – zaczął, przechadzając się wolno po pokoju z rękoma w
kieszeniach – …jak to jest, że jestem tu zaledwie od paru godzin, a ty
podpadłaś mi już dwa razy?
To pytanie nie
zabrzmiało w jego ustach groźnie, choć równie dobrze mogło się tylko takie wydawać,
więc Alice skuliła się, nie odpowiadając na nie.
Costello przechylił
głowę, jakby chciał się jej lepiej przyjrzeć i po chwili ciszy, zbliżył się o
następne parę kroków.
– Ładnie sobie załatwiłaś kolano – powiedział i tym razem Alice usłyszała
w jego głosie jakiś rodzaj niezadowolenia, zmieszany z troską.
Spojrzała na niego zlękniona,
a potem na swoje nogi i faktycznie… skóra na prawym kolanie była zdarta i
brudna od zakrzepłej krwi, a ona nawet tego nie czuła. Dopiero po chwili
przypomniała sobie, skąd wzięła się ta rana:
– Cegły… Otarłam się o nie, gdy wpadłam
na okno…
Dźwięk zamykanej gdzieś
w oddali szafki, wytrącił ją z myśli. Anthony Costello stał teraz kilka metrów
od niej i trzymał w rękach białe, plastikowe pudełko. Gdy się zbliżył,
otwierając je po drodze, Alice dojrzała, że w środku znajdowały się kompresy,
plastry oraz inne artykuły wyposażające apteczkę.
Całkowicie
zdezorientowana, tylko go obserwowała.
Usiadł naprzeciwko
niej, na szklanym stoliku i otwierając jedno z papierowych opakowań, wyjął
kompres nasączony płynem o intensywnym zapachu.
– Mogę? – zapytał, kierując wzrok na jej kolano.
Nawet nie drgnęła. Wciąż
nie rozumiała niczego, co tu się działo.
Costello złożył kompres
w małą kostkę i gdy wyciągnął dłoń do Alice, ta nieufnie wycofała się w głąb
sofy.
– Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy.
– Gdzie Adam? – zapytała cicho.
Zadanie tego pytania kosztowało
ją wiele odwagi, ale zdobyła się na nią.
– Siedzi w samochodzie – odparł krótko.
Taka odpowiedź nie uspokoiła
Alice i kiedy ponownie spróbował dotknąć jej rany, zrobiła unik.
Costello zabrał cierpliwie rękę i oparł ją na kolanie.
– Możesz wyjrzeć przez okno, jeśli mi nie wierzysz – zaproponował.
Alice posłuchała go od
razu i wstała, by na własne oczy się przekonać, czy mówił prawdę. Spojrzała
przez okno, na miejski pejzaż zatopiony w czerni nocy, a po chwili dostrzegła zaparkowany
między budynkami samochód, w którym paliła się wewnętrzna lampka.
– Jest! Naprawdę siedzi w aucie –
ucieszyła się w duchu, zwłaszcza, że Adam nie tylko wyglądał na żywego, ale i
na zdrowego.
Nawet pocierał burzę blond
loków na samym czubku głowy, jak to miał w zwyczaju, gdy nad czymś intensywnie myślał.
Alice odwróciła się do
Anthony’ego Costello i choć czuła, że powinna teraz coś powiedzieć, to jakoś
nic nie chciało jej przyjść do głowy. Costello zagadnął pierwszy:
– Myślałaś, że kazałem go
rozstrzelać?
Zmieszana mina Alice zdradziła
wszystko.
– Oglądasz za dużo filmów,
Alice – podsumował z uśmiechem.
Atmosfera rozluźniła
się. Alice wzięła głębszy wdech i w końcu spojrzała na Anthony’ego Costello przychylniejszym
okiem, ale… tylko na chwilę.
– Dlaczego on siedzi w aucie? –
zapytała podejrzliwie.
– Nie może już tu pracować.
Chyba to rozumiesz? – wytłumaczył spokojnie.
Tak, rozumiała i
dlatego spuściła głowę, by po chwili ciszy zapytać niepewnie:
– A ja…?
– Ty? – powtórzył, zaraz lekko się uśmiechając – Usiądziesz
tutaj i wreszcie dasz mi opatrzyć swoją ranę.
Alice uśmiechnęła się i
speszona zagryzła wargę, bo powiedział to tak wymownym tonem, iż zrozumiała, że
mimo całej cierpliwości, jaką w sobie posiadał, to tego czekania miał już dość.
Bez dalszych protestów,
usiadła na swoim starym miejscu i pozwoliła, by Costello zajął się jej zdartym
kolanem. Delikatnie przetarł warstwę zaschniętej krwi, która pod spodem jeszcze
dobrze nie zakrzepła, a kiedy zmieniał stronę kompresu, zapytał:
– Ten chłopak… To twój kolega?
Alice czuła się już na
tyle swobodnie, że bez problemu podjęła rozmowę:
– Tak. Adam jest jedną z
niewielu osób, które mi tutaj pomagają.
– Dziś chyba tylko pomógł ci
się wpakować w kłopoty – zażartował.
– To nie było tak, panie
Costello… – próbowała wyjaśnić.
– Tony… – Costello zerknął na nią z uśmiechem – Mów mi
Tony, Alice.
Gdy ona otworzyła
szeroko oczy ze zdumienia, on obdarował ją jeszcze jednym spojrzeniem, przez co
jej policzki od razu ściął wyrazisty róż. Nie spodziewała się usłyszeć takiej
propozycji, a już na pewno nie dzisiaj, nie w takich okolicznościach i nie od mężczyzny, który był tu szefem i wydawał się znacznie starszy od niej.
Po chwili, poczuła na
nodze stanowczy, jednopunktowy nacisk i gdy spojrzała w dół, miała już na
kolanie plaster. Był niemalże o odcieniu jej skóry i gdy tak na niego patrzyła,
to uświadomiła sobie, że po raz ostatni miała w tym miejscu plaster, gdy jako
mała dziewczynka uczyła się jeździć na rowerze.
Tony wstał i
niespodziewanie usiadł obok niej, po lewej stronie.
– Więc? Jak to było? – zapytał, powracając
do trudnego tematu.
Nagle opowiedzenie
tego, jak się tutaj znalazła, sprawiło jej ogromną trudność, bo nie dość, że Tony
siedział tak blisko, że czuła zapach jego zniewalającej wody kolońskiej, to
jeszcze musiała opisać głupią sytuację, mądrymi słowami – bardzo mądrymi, jeśli
nie chciała, by to było ich ostatnie spotkanie…
– Pod oknem stały skrzynie… –
zaczęła zdanie, jak narrator jakieś powieści, po czym urwała, szybko opuszczając
głowę.
Nie, to było zbyt
żenujące, żeby mogła dokończyć. Tony chyba to wyczuł, bo sam poprowadził resztę
rozmowy:
– A ty na nie weszłaś?
– Tak…
– Sama?
– Z Adamem… – przyznała zawstydzona.
– To był jego pomysł?
– Nie…
– Twój? – zapytał z niemałym
zdziwieniem.
– Nie! – zaprzeczyła prawie krzycząc,
bo przestraszyła się, że Tony może naprawdę pomyśleć, iż to był jej pomysł, a tego za nic nie chciała.
– Więc jednak Adama?
Teraz Alice zastygła z
otwartą buzią, bo pojęła, że jeśli odpowiedziałaby twierdząco, to byłoby to
tak, jakby zrzuciła całą winę na Adama, a przecież ona też chciała zajrzeć do tego
magazynu.
– Po co tam w ogóle weszłaś? – zadał kolejne pytanie.
Alice spojrzała na
niego, jak gdyby przyszło jej
odpowiedzieć na najtrudniejsze pytanie na świecie. W sumie, to dla niej takie
było, bo… co właściwie miała mu odpowiedzieć? Że chciała zobaczyć kilogramy
pieniędzy? Że zwiodła ją możliwość obejrzenia zakazanego miejsca? Jakiej
odpowiedzi by nie wybrała, każda wydawała się jej zła, dlatego odpowiedziała
bardzo ogólnikowo:
– Nie wiem. Chyba po prostu…
Byłam ciekawa.
Tony roześmiał się:
– Tak. Musiałaś być bardzo ciekawa, skoro nawet ten strój cię nie
zatrzymał.
Alice również
odpowiedziała śmiechem. Zdawała sobie sprawę, że obcasy i krótka spódniczka
średnio nadawały się do wspinaczki, chociaż może to był mit, bo już kiedyś się
jej zdarzyło pokonać w podobnym stroju płot - i to z sukcesem.
Kiedy skończyła się
śmiać, spojrzała na Tony’ego. Obserwował ją z uśmiechem i mimo iż był ciepły,
to w jego oczach wciąż można było odnaleźć ślad szefa, przy którym raczej nie należało
zapominać, że coś się miało na sumieniu.
– Ja… – powiedziała, nieśmiało
zaczesując włosy za uszy – Przepraszam.
Tony pokiwał głową,
jakby przyjął to słowo, ale nie do końca.
– Chciałam tylko zobaczyć, co działo się w środku – dodała
pospiesznie – Te maszyny tak hałasowały…
Tony, aż zmrużył oczy, słysząc
to tłumaczenie, po czym westchnął i zapytał z cięższym uśmiechem:
– Wiesz, że za tą twoją nadmierną ciekawość mógłbym przełożyć cię przez
kolano i sprać?
Alice uśmiechnęła się z
zakłopotaniem, bo jego słowa odebrała jako śmiały żart. Niemniej jednak, nawet
jeśli Tony żartował, to i tak poczuła się na tyle zawstydzona, że aby to ukryć,
odpowiedziała zobojętniałym tonem:
– Nie mógłbyś, bo bym się nie dała.
– Nie? – zapytał, władczo rozkładając ramiona na oparciu sofy.
– Nie – powtórzyła pewna siebie.
Wówczas Tony rozejrzał się
spokojnie po pokoju, kiwając głową, a po chwili, zgarnął ją jednym ruchem ramienia,
wprost na swoje kolana.
– I co teraz? – spytał poważniejszym głosem.
Alice znieruchomiała.
Naprawdę przełożył ją przez swoje kolana i to wcale jej nie rozbawiło. Spróbowała
się podnieść, lecz silna dłoń Tony’ego zatrzymała ją w miejscu.
– Puść mnie – zażądała cicho.
Tony milczał. Nie
zabrał ręki.
Ponownie spróbowała się
podnieść, tym razem bardziej zdecydowanie i znów została zatrzymana.
– Tony, puść mnie – powtórzyła głośniej.
Nic. Tony nie
zareagował…
Szybko dała rękę za siebie,
by strącić jego dłoń, na co on przechwycił ją i już nie puścił…
Zrobiło się jej gorąco.
Spróbowała się obronić drugą ręką, ale ta też została przez niego pochwycona i
teraz, w uścisku jego dłoni, znalazły się obie jej ręce. Nie był to brutalny
uścisk, raczej zdecydowany i pełen wyczucia.
Alice nie poddała się.
Zaczęła się szarpać, machać nogami, gdy nagle Tony przyblokował jej uda nogą i
już nie mogło być mowy o żadnym ruchu.
Jeśli chciał jej
udowodnić, że może z nią zrobić wszystko, to mu się udało. Alice czuła się
kompletnie bezradna.
– To nie jest śmieszne…! – zawołała.
– Bo to nie zabawa, Alice – odparł.
Jeszcze raz, Alice się
szarpnęła.
– Puść mnie, albo będę krzyczeć!
Usłyszała tylko, jak Tony
wypuścił powietrze przez nos w geście śmiechu, a potem jego ręka z hukiem
wylądowała na jej pośladkach. Powtórzył tak
drugi raz i trzeci, a Alice – wbrew swoim groźbą – ani razu nie krzyknęła. Nie
mogła, bo myśl, że ktoś mógłby ich zobaczyć, albo usłyszeć, zawstydzała ją okropnie.
Nagle Tony ściągnął ją
z kolan i posadził obok siebie.
– Czy teraz już wiesz, że mogę cię przełożyć przez kolano? – zapytał.
Alice spuściła głowę. Była
w szoku. Miała w oczach łzy, które za nic nie chciały spaść i które też za nic
nie chciały ustąpić. Czuła się, jakby odebrano jej z dziesięć lat, a miała
tylko dwadzieścia.
Kiedy siedząc skulona, nie
odpowiedziała, Tony delikatnie uniósł jej podbródek.
– Lubię cię, Alice, naprawdę, ale jeśli jeszcze raz cię tu zobaczę… –
zagroził – …to dostaniesz ode mnie prawdziwe lanie.
Puścił ją i wstał.
Alice nie śmiała nawet podążyć za nim wzrokiem, wciąż odtwarzając w głowie jego słowa.
Usłyszała, że drzwi od
pokoju otworzyły się, a po chwili Tony kogoś zawołał. Wrócił do niej. Alice
niepewnie poprawiła się na sofie, kiedy stanął tuż przed nią, ale Tony tylko
postawił ją na nogi, jakby sama nie umiała tego zrobić i chwilę później do pokoju
wszedł jakiś mężczyzna. Dość niski, przeciętny, w wieku do trzydziestu lat.
– Enrico, odwieź ją do domu – rzucił w jego stronę Tony.
Więcej już nie spojrzał
na Alice.
Potulnie wyszła z
nieznajomym, dając mu się odprowadzić wpierw na schody, a potem do drzwi.
Podczas tej wędrówki, myśli tłoczyły się i kotłowały w jej głowie. Nie rozumiała, jak to możliwe, że była taka ożywiona. Powinna się bać, czuć się poniżona i obrażona, ale nie, tak absolutnie nie było. Czuła się inaczej, tak dziwnie i obłędnie, czuła się… podniecona.
Podczas tej wędrówki, myśli tłoczyły się i kotłowały w jej głowie. Nie rozumiała, jak to możliwe, że była taka ożywiona. Powinna się bać, czuć się poniżona i obrażona, ale nie, tak absolutnie nie było. Czuła się inaczej, tak dziwnie i obłędnie, czuła się… podniecona.
...
Zedytowałam trochę rozdział 3, dodając krótki dialog między Alice a Dorothy, więc zapraszam do ponownego przeczytania ;-)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuńFajne miło się to czyta i jest napięcie ..trochę zabraklo mi dialogow ale może to i dobrze bo rozbudza wyobraźnie..Lalpaula
OdpowiedzUsuńA ja się zastanawiam po tym rozdziale, czy Tonny nie okłamał Alice. Czy Adam tylko nie może już dłużej pracować u niego? Bo to w sumie jest dziwne, dlaczego nie może pracować? Przecież szybciej wygada co widział, gdy go szef zwolni, niż gdy pozwoli mu dalej pracować i dogadają się w sprawie dyskrecji. Mnie to się wydaje, że Tony go wywiózł do lasu i tam chłopak był zmuszony własny dół kopać.
OdpowiedzUsuńPonieważ czytałam już przyszłe rozdziały, a teraz tylko nadrabiam komentarze, to się zastanawiam też czy Tony nie widzi sam jak sobie szkodzi. Lubił Alice, taką jaką była. Nieco butną, pyskatą, pełną refleksji i złośliwych, uszczypliwych powiedzonek, a potem sam ją tłamsi i ogranicza do roli kukiełki, którą on kieruje. Jeśli on lubi dominować, w sensie, tak się troszczy o kobietę, że aż bije by sama sobie nie zaszkodziła, to okay, ale chyba nie musi bić za wszystko, a ten to ją niedługo spierze za to, że ona śmie oddychać inaczej niż on by to widział.
Z początku myślałam, że twój Tony będzie jak mój Bruno, bo i jeden i drugi przez zawód musi być twardy - tu gangster, a tam żołnierz. Jednak mojemu bohaterowi zależy na partnerkach, on wchodzi z nimi w relacje emocjonalne, kierują nim jakieś zasady, a Tony... wydaje się jakby mu nie zależało na Alice jako na kobiecie, z którą chce sypiać, pragnie jadać śniadania i się kochać, a jedynie jako na żywym obiekcie do bicia, by znaleźć w tym spełnienie seksualne, by go sięgnąć.
Pozdrawiam:
http://takamilosc.blogspot.com/