Casino Royal
Rozdział V
Następnego popołudnia,
gdy Alice przyszła do pracy, już od progu czuła, że w tym miejscu pojawiło się
coś nowego. Nie były to meble, ani kafelki, - chociaż to po nich się rozglądała
- tylko coś nieuchwytnego, czego nawet ona nie mogła zobaczyć. Co to było?
Obietnica. Obietnica
spotkania człowieka, przez którego jej świat wywrócił się do góry nogami.
Całą noc o nim myślała
i całą noc się zastanawiała, jak potraktować to zdarzenie, którego doświadczyła.
Coś się w niej obudziło
tamtego wieczoru, coś ukrytego i nieznanego, co trudno jej było nazwać, ale
czuła to bez przerwy.
Nawet teraz, kiedy podawała
starszemu małżeństwu herbatę, czuła to i czuła, że to coś wzmaga się w niej,
ilekroć pomyśli o zakazanym budynku.
Gdy zegar wskazał siódmą
po południu, Alice stała za barem i rozrywała folię z opakowania białych
serwetek. Ruch na sali był niewielki, toteż
nie spieszyła się. Nicole, która stała tuż obok, w milczeniu uzupełniała
stalowe, masywne serwetniki w kształcie fali i tylko czasami cicho do siebie
wzdychała, jakby rozmyślała nad jakimś trudnym tematem.
Nagle z jej ust wydobył
się inny dźwięk niż do tej pory i był to odgłos gwałtownie wciąganego powietrza.
Alice spojrzała na nią, a ta - niemalże z prędkością błyskawicy - rzuciła się
po tacę.
Szybko się wyjaśniło,
skąd wziął się ten pośpiech.
Na sali pojawił się
Tony. Alice też go zauważyła, ale nie zamierzała do niego podchodzić. Mogłaby
to zrobić i wyprzedzić Nicole, bo ta właśnie została zatrzymana przez pobliskich
klientów, ale zamiast tego wolała go poobserwować.
Trzymał w ręce jakieś
dokumenty złożone na pół, a po tym jak rzucił je na stół domyśliła się, że
wcale nie miał ochoty się nimi zajmować. Po chwili usiadł, zakładając jedną
rękę na oparciu czarnej, VIP-owskiej sofy, co Alice natychmiast skojarzyło się
z wczorajszą nocą. Poczuła prąd przepływający po podbrzuszu. Tony przejrzał
kilka stron leżącego przed nim dokumentu, a potem odłożył go, by spojrzeć
gdzieś w bok.
Miał bardzo poważny wyraz twarzy, nawet zagniewany, jak pomyślała
Alice.
Wyciągnął papierosy z
kieszeni spodni, a kiedy odpalił jednego z nich, zdjął marynarkę i przełożył ją
przez oparcie.
Wszystko to robił tak
męsko, pewnie siebie, z pewną dozą nonszalancji i obojętności. Podobało jej się
to.
Na sali było dość
ciepło i kiedy zdjęcie marynarki okazało się niewystarczające, Tony odpiął
guziki w mankietach i zaczął podwijać rękawy białej koszuli, aż do łokci.
Alice zamarła. To były
te same wielkie, silne dłonie, które wczoraj opatrzyły jej ranę, dotykały jej
twarzy, a także… znalazły się na jej pośladkach.
Poczuła przenikliwe
ciepło między udami.
– Co się ze mną dzieje…? – zapytała
się niespokojnie w myślach.
Przetarła czoło, na
chwilę przerywając obserwację, ale gdy ponownie spojrzała na Tony’ego, na jego potężne
ramiona, którymi ją wczoraj zgarnął na swoje kolana, przeszyła ją nowa fala palącego
żaru.
Jej ciało jeszcze nigdy
nie reagowało tak gwałtownie na żadnego mężczyznę. Przerażało ją to, bo wcale
nie chciała czuć pożądania do gangstera, który pewnie nie jedno życie miał na
swoim sumieniu. Był dla niej niebezpieczeństwem, groźbą, która nawet
niewypowiedziana, napawała strachem, więc czemu czuła się przy nim tak
bezpiecznie?
Wyglądało na to, że czekał
na kogoś i ten ktoś z całą pewnością nie mógł liczyć na ciepłe powitanie.
Wreszcie Nicole udało
się do niego podejść, lecz mimo jej najsłodszego uśmiechu, Tony tylko
oddelegował ją ręką, jakby była pyłem, który mógł mu ubrudzić koszulę.
Twarz Nicole jeszcze nigdy nie była taka czerwona, a
przynajmniej Alice nigdy jej takiej nie widziała. Usta miała zaciśnięte w
poprzek, a gdy wróciła za bar, kontynuując swoją serwetkową pracę, w jej
lśniących szarych oczach można było dostrzec zawód i frustrację.
Alice zastanowiła się,
czy gdyby to ona podeszła do Tony’ego, zostałaby tak samo potraktowana, jak
Nicole? Miała nadzieję, że nie, ale gdyby tak się nie stało, to czy umiałaby
zareagować inaczej niż Nicole?
– Dobry wieczór – odezwał się jakiś męski głos przy ladzie.
– Dobry wieczór – odpowiedziały jednocześnie, lecz tylko Alice podniosła
wzrok.
Patrzył na nią mężczyzna
w wieku około pięćdziesięciu lat, ubrany w ciemno-szary garnitur. Miał oliwkowy
kolor skóry, dość długie, ciemne i przerzedzone włosy, które zaczesane do tyłu,
były mocno usztywnione brylantyną. Sprawiał wrażenie ponurego człowieka, nawet
takiego, któremu uśmiech był zupełnie obcy.
– Dużą szklankę Old’a – powiedział.
Nicole szybko wzięła do ręki
kilka pustych serwetników i paczkę napoczętych serwetek.
– Zajmiesz się panem? – zapytała, zaraz oddalając się na drugi koniec
baru.
Alice spojrzała w jej
stronę. Z łatwością się zorientowała, że Nicole układając serwetki, tylko
udawała zajętą, by być dostępną na wypadek gdyby Tony chciał coś zamówić. Wciąż
zerkała na niego, doszukując się choćby najmniejszej oznaki wezwania, ale Tony,
jak na złość, niczego nie chciał. Dalej palił papierosa, czekając na swojego
gościa.
– Oczywiście – odpowiedziała Alice, ignorując zachowanie Nicole – Zaraz barman
przygotuje dla pana zamówienie.
– Czekam przy stoliku – odpowiedział.
Alice od razu przekazała
zamówienie do barmana, a ten migiem przyszykował dla niej drinka. Składał się
tylko z whisky, odrobiny wody, angostury i kostki cukru, ale i tak to barman
musiał go przygotować. Kelnerkom wolno było tylko nalewać czystego alkoholu,
jak wódka, albo koniak, ale i tak mało która to robiła, kiedy w zasięgu ręki stał
barman.
Biorąc drinka na tacę,
Alice wyszła przed bar i rozejrzała się po sali. Nie dojrzała mężczyzny przy żadnym
ze stołów. Sięgnęła wzrokiem dalej, na automaty i stoły do gry, ale jej oczy
wciąż nie mogły go odszukać.
– Widzisz gdzieś tego faceta? – zapytała Alice Nicole.
Nicole spojrzała leniwie
przed siebie i po dwóch sekundach kiwnęła głową:
– Tam. Idzie przy filarach.
Obie zaczęły go śledzić
wzrokiem. Mężczyzna minął filary, potem rząd kolorowych automatów do gier i
nagle odbił w bok. Przeszedł jeszcze tylko kilka kroków, aby ostatecznie… usiąść
przy stoliku Tony’ego. To na niego tak czekał.
Alice nawet nie chciała
się teraz oglądać za siebie, bo domyślała się, jaki wyraz twarzy mogła mieć Nicole.
Okropny. To ona chciała
się znaleźć przy stoliku Tony’ego.
Dlatego Alice po cichu,
udając że o nic nie pytała, ruszyła w głąb sali.
Idąc czuła, że nogi ma,
jak zrobione z waty. Każdy krok przybliżał ją do Tony’ego i dlatego każdy taki krok
przyspieszał bicie jej serca...
Gdy dotarła do stolika,
w powietrzu unosiła się cisza. Tony czytał teraz inny dokument, prawdopodobnie
przyniesiony przez tego mężczyznę, który właśnie odpalił papierosa i utkwił swe
spojrzenie na stole.
– Bardzo proszę, Old Fashioned dla pana – powiedziała, stawiając szklankę przed
mężczyzną.
Ten, bez podziękowania przybliżył ją do ust.
– A dla pana, panie Costello? – zapytała cicho, starając się ukryć, jak
silne emocje nią targały.
– To, co zawsze – odparł Tony, nie przestając czytać dokumentu.
Alice przytaknęła smętnie
głową. Była rozczarowana jego obojętnością. Liczyła na chociaż jedno, przelotne
spojrzenie, a tu… Nic.
Docierając do baru,
wzięła szklankę i nalała do niej Armaniaku uważając, by nie pomylić butelki „X”
z „Y”.
Nicole nigdzie już nie
było widać, ale nawet gdyby stała obok, to Alice i tak by jej nie zauważyła. Nie
mogła, bo była zbyt pochłonięta własnymi myślami i w tej chwili zastanawiała
się, dlaczego Tony był dla niej taki chłodny. To prawda, że potraktował ją lepiej
niż Nicole, ale jego super ważne dokumenty nie stanęłyby w płomieniach, gdyby poświęcił
jej jedną sekundę…
Rozgniewało ją to.
Gdy ponownie podeszła
do stolika Tony’ego, już nie czuła takiego łomotania w piersi. Sięgnęła do tacy
po Armaniak i bez słowa postawiła go przed Tony’m.
Jednak on tylko zerknął
na szklankę i westchnął.
– Alice, w szklance nie ma lodu – powiedział, znów traktując ją, jak
powietrze.
Tego już Alice nie wytrzymała.
Zabrała szklankę.
– W takim razie pójdę ją wymienić, żeby się pan nie otruł – odpowiedziała
bardzo grzecznym tonem, ale co z tego, skoro to złośliwość podyktowała jej
słowa.
Tony wbił w nią wzrok dokładnie
w tym samym momencie, w którym jego gość już zaczął wstawać od stolika z miną,
jakby się szykował do powiedzenia: „Co ty kobieto do cholery…”, ale Tony stanowczo
przytrzymał go za ramię, nie pozwalając mu wstać.
Nawet na chwilę nie
spuścił z Alice wzroku. Ona z niego też.
– Będę bardzo wdzięczny, kotku – odpowiedział w końcu Tony, lekko mrużąc
oczy, jakby starał się odgadnąć, w jaką grę ona gra.
Dopiero po chwili
doszło do Alice, że mogła nieco przesadzić z tą wypowiedzią, ale jakie to miało
znaczenie, skoro już zaczęła czuć takie przyjemne fale w brzuszku?
Tak, ta świadomość, że
była niegrzeczna, podnieciła ją niesamowicie.
Pięć minut później, gdy
lód już został uzupełniony, a szklanka znalazła się na tacy, Alice była gotowa,
aby ponownie stanąć przed Tony’m - Wyszła na salę.
Jej serce już zaczęło
bić szybciej, już czuła dreszczyk emocji na ciele, ale gdy wróciła, stolik
Tony’ego stał pusty.
Rozejrzała się wkoło.
– Nie wiesz, gdzie się podział pan Costello? – zaczepiła, właśnie
przechodzącą obok Dorothy.
– Widziałam, jak rozmawiał przez telefon, a potem wyszedł – odparła.
– No tak… – pomyślała markotnie – Akurat
teraz musiał dostać telefon i wyjść…
– Hej, słyszałaś, że Adam się zwolnił? – zagadnęła Dorothy – Dwa lata z
nim pracowałam, a ten gnojek odszedł w ciągu jednego dnia i nic nikomu nie
powiedział. Kto tak robi?
Mięśnie Alice
zesztywniały.
– Ktoś, kto podpadł Tony’emu… – odpowiedziała jej w myślach.
Cóż, przypomnienie o
Adamie, zadziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Za bardzo igrała z
Tony’m. Zbyt odważnie, by mogło jej to wyjść na dobre. Zaczęła się nawet zastanawiać,
czy niedługo Dorothy nie powie tak o niej…
– Haaalooo – odezwała się znów – Ziemia do Alice – zachichotała – Co masz
taką minę? Spójrz, dochodzi ósma. Zaraz pójdziemy do domu.
Nie pocieszyło to
Alice. Ze zwieszonym czołem, zostawiła szklankę z Armaniakiem na stole i wraz z
Dorothy odeszła, by przygotować się do przekazania sali następnej zmianie.
…
Po skończonej pracy,
Alice nie poszła do domu, lecz do kina, w którym puszczano filmy tak zwanej
„drugiej premiery”, czyli te filmy, które już się przejadły dużym kinom, a
przez małe były gorąco wyczekiwane. W poprzednim mieście, gdzie mieszkała, zawsze chodziła do takich kin ze znajomymi, jednak tu, gdzie dopiero co się przeprowadziła, jeszcze nikogo nie znała.
O dziwo, kolejka do
kasy była niewielka, jak na tę godzinę, zwłaszcza, że można było kupić bilet na
maraton trzech filmów i to po bardzo okazyjnej cenie.
Właśnie dlatego Alice tu
dziś przyszła. Czekała na ten maraton już od tygodnia, ale kiedy wreszcie
dostała do ręki bilet i spojrzała na niego, wcale się nie cieszyła.
To dlatego, że wciąż
myślała o Tony’m - o jego ciemnych oczach i o chwilach, kiedy były w nią wpatrzone.
Przygnębiło ją to:
– Po co o nim myślę? Dla niego jestem tylko kelnerką, którą
klepnął w tyłek… – stwierdziła smutno
w myślach.
Przestąpiła próg kina i
wraz z innymi ludźmi, zniknęła w ciemnościach sali.
…
Kiedy maraton filmowy
dobiegł końca, było już tak późno, że nawet nocni taksówkarze poznikali z ulic.
Alice, która już
wracała do domu, przemierzała wolnym krokiem drogę i wypatrywała kałuż, które
powstały przez nieoczekiwanie nawiedzający miasto deszcz.
W tafli tych małych
sadzawek, odbijały się słabe światła z pobliskich latarń, które były tak samo
ponure, jak dzielnica, w której stały.
Niestety, to właśnie tu
mieszkała Alice. Odrapane budynki, stare śmieci leżące na chodniku – to był
obraz, jaki codziennie widziała krocząc do domu.
Nagle, nie wiadomo
skąd, na jej drodze pojawiło się dwóch mężczyzn.
– Ty jesteś Alice? – zapytał niskim głosem jeden z nich.
Alice zatrzymała się. Otaksowała
wzrokiem twarze mężczyzn odzianych w czerń i gdy zdała sobie sprawę, że stali
przed nią ludzie Tony’ego, jej serce zamarło ze strachu.
Rozmawiający z nią
wysoki mężczyzna, po którym nie było widać nawet krzty dobroci, nagle się zbliżył.
– Mam wiadomość od pana Costello – powiedział, a wtedy człowiek, którego
sobą przysłonił, wykonał ruch w jej stronę.
Alice z przerażeniem
zrobiła krok w tył, ale za wolno. Jej oczom ukazał się ogromny, wymierzony
prosto w nią…
– Nie… To niemożliwe… – szepnęła
w myślach.
… spowity przez
wszechogarniający mrok… Bukiet czerwonych róż.
Nic z tego nie
rozumiała.
Niższy z mężczyzn wręczył go
jej, a kiedy Alice przyjęła otulone złotą wstążką kwiaty i zapatrzyła się w
nie, posłańcy w czerni rozpłynęli się w powietrzu.
– Odeszli – pomyślała, jeszcze
rozglądając się za nimi – Ale jak oni mnie tu znaleźli…?
Wciąż odczuwała
niepokój związany z ich wizytą, lecz kiedy poczuła zapach dziesiątek kwiatów,
które wyglądały jak majestatyczny twór prosto ze świata baśni, uśmiechnęła się
do siebie.
– Jakie piękne…
Po chwili zwróciła
uwagę, że pośród czerwonych płatków róż, była ukryta karteczka. Odczytała ją:
Dziękuję.
Nie otrułem się.
P.S.
Za
następną pyskówkę przyślę Ci rózgę.
Alice nabrała głęboko
powietrza do płuc, a potem parsknęła śmiechem. W życiu by się nie spodziewała,
że sytuacja tak się potoczy.
– Więc jednak nie jestem mu obojętna
– ucieszyła się w duchu i choć jeszcze chwilę temu była blada jak ściana,
to teraz, pod wpływem tej myśli, zarumieniła się.
Sądziła, że podpadła
Tony’emu już tak bardzo, że będzie musiała go omijać szerokim łukiem - Myliła
się.
Spojrzała na kwiaty raz
jeszcze i czując zarówno lęk, jak i fascynację, dotknęła kilku płatków. Zadała im pytanie odnośnie Tony'ego:
– Czy jeśli zbliżę się do tego ognia,
to ogrzeję się przy nim, czy sparzę?
Kwiaty nie
odpowiedziały.
...
Alice nie potrafi zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Zachowanie pana Costello cos w niej obudzilo, cos o czym wczesniej najwyraźniej nie miala pojecia. Chcialaby cos dla niego znaczyc i wyglada na to, ze znaczy... :) Ciekawa jetem jak rozwinie sie ich znajomosc :)
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Adam naprawdę tylko wyleciał z pracy ? jakoś nie ufam temu Tony_emu ,Lalpaula
OdpowiedzUsuń"dwa lata z nim pracował" - nie powinno być z "nami".
OdpowiedzUsuńGdy czytałam, to w tym miejscu jeszcze sądziłam, że między Alice i Tony to tylko taka gra słów i pół słówek, a potem się okazało, że naprawdę potem za najmniejszą pyskówkę, gorszy humor, czy niechęć do czegoś zaczyna ją bić. Odbiera jej facet jej własne zdanie, a tym samym zamienia w kukłę, zamiast się cieszyć z tego, że ma u boku żywą i żywiołową kobietę. Jeśli szukał cichutkiej, szarej, wiecznie potakującej mu myszki, to trzeba było za taką się rozglądać. Jeśli zaś szukał takiej do bicia, która też to lubi, to trzeba było znaleźć taką i odgrywać z nią różnego rodzaju scenki, niekiedy bez scenariusza. Wybrał jednak Alice i ją spłycił, ale to nie jego wina - on tylko dążył do tego czego chciał, a ona? Ona się zgodziła na coś czego nie chciała. Niedługo to na każde pytanie będzie odpowiadała "tak jak Tony uważa" "tak jak Tony chce" "tak jak Tony sądzi".
http://takamilosc.blogspot.com/