Rozdział I
David
podszedł do dębowych drzwi i zerknął na okrągły, złoty dzwonek. Stał pod wielką
willą, która swoimi rozmiarami mogłaby pełnić funkcję luksusowego hotelu, a
była jedynie domem dla rodziny Longworth.
Jedyne co wiedział o tej rodzinie, to to, że panem
domu był Adam Longworth, jeden z najbogatszych ludzi w całej Arizonie, który
dorobił się na handlu kamieniami szlachetnymi, zaś jego żona, Casandra, była
zapaloną podróżniczką i podobno nigdy nie bywała w domu. David nie poznał ich
osobiście, choć ci go zatrudnili.
Przez chwilę zaczął wspominać czasy, kiedy to z
gnatem w dłoni wpadał do jakiejś zatęchłej meliny i dokonywał aresztowań na
przestępcach. Właśnie podczas jednej z takich akcji doznał urazu, który
zakończył jego karierę w policji. Teraz był ochroniarzem i choć należał do najlepszych w swoim fachu,
nie był szczęśliwy. Wolałby leżeć pod gradem kul i czołgać się w błocie, niż zajmować się bogatymi snobami, których największym zmartwieniem były
plotki i wybór wina do obiadu.
Z tak ponurym nastawieniem, David nacisnął dzwonek
w drzwiach. Otworzyła mu kobieta o nieśmiałym spojrzeniu, która trzymała drzwi,
jakby się za nimi chowała. Zdziwiło go to.
– Dzień dobry. Jestem David Collins, ochroniarz z firmy…
Nie dokończył, ponieważ kobieta
pospieszającym gestem zaprosiła go do domu.
Była młoda, szczupła, cerę miała
jasną, a jej ciasno upięte w kok włosy kontrastowały z białym fartuszkiem.
David zauważył, że zarumieniła się, gdy przeszedł obok niej. Nic dziwnego. Był
potężnym mężczyzną, przystojnym, o błękitnych oczach i ciemnych blond włosach,
które nosił krótko przystrzyżone. Gdyby ktoś mu dał trzydzieści lat, trafiłby w
dziesiątkę.
– Pan wybaczy, ale musi tu poczekać – powiedziała niemalże szeptem –
Gdy skończy się apel, zajmie się panem pan Oakwell.
David musiał lekko pochylić
głowę, by zerknąć w jej oczy, z których biła niesamowita łagodność.
– Ja się przedstawiłem, a pani to...? – zagadnął z uśmiechem.
– Anabell… – ze speszonym uśmiechem spuściła głowę –
Pokojówka.
– Anabell – powtórzył jej imię – Ładnie. O jakim
apelu pani mówiła?
Kobieta wzdrygnęła się, jakby
ktoś ją szturchnął.
– Potem panu wyjaśnię. Proszę tu poczekać – poprosiła.
Zaraz potem oddaliła się. David
zaczął z nudów się rozglądać po otoczeniu i musiał przyznać, że ten dom był
jednym z najbardziej szpanerskich jakie widział w życiu. Ogromne rzeźby,
pozłacane rozety na suficie i marmurowa podłoga – to wszystko mówiło, że
gospodarze lubili się chwalić swoim bogactwem.
Gdy tak David przechadzał się i
oglądał kolejne ozdoby, usłyszał głos, który był za wysoki, by mógł należeć do
osoby dorosłej. Nie mylił się. Gdy przeszedł przez hol i stanął u jego wejścia
zobaczył w ogromnym salonie ludzi ustawionych w równym rzędzie. Po mundurach
rozpoznał kelnerów, sprzątaczki, a także szofera, lokaja i ogrodnika. Co do
reszty, nie miał pewności, jaką rolę pełnili w tym domu, ale na pewno było ich
tu aż piętnastu. Przed nimi paradowała dziewczyna o złotych lokach i to jej
głos niósł się po domu.
– Jeżeli jeszcze raz któreś z was mnie obudzi, to przysięgam, że wyrzucę
wszystkich na bruk! – groziła niedojrzałym głosem – Macie
tak wykonywać swoje obowiązki, aby mi nie przeszkadzać! Czy to jasne?
David z niedowierzaniem pokręcił
głową.
– Co to za cyrk? Ile ona ma lat? Piętnaście? Szesnaście?
– zastanowił się.
Dziewczyna miała na sobie lekki strój, który składał się z turkusowej bluzki z krótkimi rękawami i czarnej, plisowanej spódniczki. Była stanowczo za krótka jak na jej wiek, na
co David zwrócił uwagę, podobnie jak na buty, które mogłyby pochodzić z
katalogu dla nieletnich prostytutek.
– Przez was mam migrenę! – poskarżyła się rozdzierająco – A ty Anabell… – dziewczyna nagle zwróciła się do kobiety,
która otworzyła Davidowi drzwi – …masz przychodzić na moje wezwania
punktualnie.
– Musiałam otworzyć drzwi, panienko… – wytłumaczyła.
– Nie obchodzi mnie to – odparła kapryśnie – Masz mnie słuchać! Za to ci płacę, a jeśli jesteś za
głupia, by zrozumieć tak prostą rzecz, to…
W Davidzie zagotowała się krew.
Wszedł do salonu.
– Czy ty się nie zapominasz, dziewczynko? – zagrzmiał na cały
salon.
Blondynka odwróciło się
gwałtownie.
– Kto to jest?! Co on robi w moim domu?!?! – zawołała z
oburzeniem.
– Pan Collins? – odezwał się mężczyzna siedzący na krześle
pod ścianą.
David nie zauważył go wcześniej.
Mężczyzna wstał. Na oko wyglądał na sześćdziesiąt parę lat, miał ciemne,
przerzedzone włosy, okrągłą twarz z południowymi rysami i cienkie okulary na
nosie. Jego spora nadwaga koncentrowała się jedynie w okolicach talii, co sprawiało
pozory, że nie był tak gruby, jak w rzeczywistości.
David wyszedł mu na przeciw.
– Pan Adam Longworth? – zapytał, wzrokiem odprowadzając
złotowłosą, która ostentacyjnie wyszła z salonu.
– Nie, jestem pełnomocnikiem i przyjacielem rodziny Longworth. Norman
Oakwell – wyciągnął rękę na przywitanie.
David ją uścisnął.
– Witam.
– Przepraszam za to zamieszanie. Sara, córka państwa Longworth ma
charakterek.
– Zauważyłem – mruknął David.
– Usiądźmy, dobrze? – wskazał dłonią pobliskie fotele.
Zaraz odwrócił się do służby,
która zaczęła się rozchodzić.
– Panno Anabell? Czy będzie pani taka dobra i zrobi nam po filiżance
herbaty? – złożył prosząco dłonie.
– Oczywiście, panie Norman.
– Dziękuję ci Anabell.
Po tej krótkie wymianie zdań
David domyślił się, że pomimo poważnego wyglądu i wyniosłych manier, pan Norman
musiał być ciepłą i lubianą osobą.
– Ciekawe, jaki jest Adam Longworth lub jego żona? – zastanowił się i rozejrzał po salonie.
Pomieszczenie było urządzone z chłodem i nawet licznie tu stojące
w wazonach kwiaty nie mogły go ocieplić. Przeważała biel, ale tak surowa i sztywna, że gołym okiem było widać, że właścicielom zależało tylko na tym, by salon wyglądał jak z żurnala, a nie jak miejsce rodzinnych spotkań.
– Ciekawe, jaki jest Adam Longworth lub jego żona? – zastanowił się i rozejrzał po salonie.
Pomieszczenie było urządzone z chłodem i nawet licznie tu stojące
w wazonach kwiaty nie mogły go ocieplić. Przeważała biel, ale tak surowa i sztywna, że gołym okiem było widać, że właścicielom zależało tylko na tym, by salon wyglądał jak z żurnala, a nie jak miejsce rodzinnych spotkań.
Ludwikowskie meble biły po oczach wyrafinowanym
gustem właścicieli i tak na środku salonu stała długa sofa z obiciem
przedstawiającym coś, co wyglądało jak fragment płótna z XVII wieku, zaś przed nią stał ręcznie rzeźbiony stolik w kolorze prawie
że czarnego brązu. Po jego bokach znajdowały się fotele, będące uzupełnieniem
kompletu, który liczył chyba z piętnaście elementów, bo aż tyle się tu znajdowało
mniejszych i większych stolików, szafek i krzeseł, a wszystko wyglądało
dokładnie tak samo.
– Dziwne. Obrazów wisi tu pełno, ale nie ma żadnych zdjęć… – przeleciało
mu przez myśl.
Oakwell przerwał jego obserwacje:
– A więc, panie Collins, zaczynajmy naszą rozmowę.
...
Pomyślałam, że Twoje opowiadanie jest jak najbardziej warte tego, aby przysiąść nad nim i skomentować każdą część, więc przygotuj się na spam komentarzy :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się, że biegle władasz językiem polskim - nie tylko w kwestii stylu, który jest lekki, przyjemny, ale ma nutę wyrafinowania, ale także w kwestii ortografii i interpunkcji. W XXI wieku przecinki postawione w odpowiednich miejscach to coś niezwykłego, naprawdę :) Trafiałam na wiele blogów w podobnej tematyce i wszystkie miały mniejsze lub większe niedociągnięcia po tym względem. Żeby jeszcze tylko interpunkcyjne, ale "objady" lub inne "wierze stereo" potrafią zniechęcić.
A teraz co do samej fabuły. Stworzyłaś przyjemny klimat i tło, które pozwoli na wiele scen spankingowych, choć mnie chyba na dłuższą metę męczyłoby użeranie się z kimś takim jak Sara, którą właściwie należałoby "naprawiać" od podstaw. Chociaż to i tak tylko teoria i dygresja, bo nie specjalizuję się w laniu kobiet, ani pisaniu o tym nawet :)
Biedna Anabell. Możliwy happy end tej opowieści? David zabiera Anabell, opuszczają ten okropny dom i razem wiodą nowe, szczęśliwe życie :)))
A tak poważnie, nie wiem dlaczego, ale postać tej pokojówki wzbudziła we mnie szczerą sympatię. Zapewne będzie postacią dalszoplanową, a może w ogóle się już nie pojawi, ale jednak... Lubię ją.
Podoba mi się, że nie poszłaś na łatwiznę i nie osadziłaś akcji opowiadania w Polsce. Moim zdaniem, to natychmiast podnosi poziom opowieści i daje dużo szersze pole do popisu.
I pozostaje tylko zapytać, dlaczego blogi ze szmirami, nie bójmy się tego słowa, mają dużo wyświetleń i komentarzy, a Twój jest mniej popularny? Czyżby ludziom łatwiej było przeczytać bzdurne opowiadanko, pełne błędów ortograficznych, napisane fatalnym stylem? Pewnie tak... A szkoda.
Cóż, ja jestem w pełni za i podziwiam i chwalę :)
ale to opowiadanie też ma błędy, choćby w dialogach, jednak ja uważam, że to blog, więc nie można wymagać 100% poprawności, gdyż nie jest to książka co przeszła korektę. Autorka pisze za darmo, czyni to w miarę poprawnie i choć nie doskonale, to trzeba to docenić. Gdybym chciała czegoś doskonałego pod względem poprawności i interpunkcji to kupiłabym książkę, a nie szukała blogów :)
UsuńNie zamierzam jednak wytykać błędów, ani ich wypunktowywać, bo sama popełniam ich znacznie więcej. Chciałabym jedynie prosić autorkę o to by usunęła weryfikacje obrazkową, bo ona utrudnia dodawanie komentarzy. No i to czekanie na zatwierdzenie komentarza też mnie trochę zraża, bo nie mam pewności, czy moje komentarze kiedykolwiek się pojawią i czy nie piszę ich na próżno.
Pozdrawiam.
Jeszcze co do twojego zarzutu, że ludzie wchodzą na blogi z masą błędów... no ja sama trafiłam na kilka takich, których nie dało się przeczytać, bo tam błędy się nie zdarzały, tam całe opowiadania były błędami. Nie wymagam 100% bezbłędności, ale jednak jakieś minimum musi być. Jednak większości ludzi, którzy odwiedzają podobne blogi nie chodzi o fabułę a o te fragmenty bicia kobiety przez faceta, a więc oni pomijają opisy, pomijają ciekawe dialogi, pomijają to nad czym ja się zachwycam i co czyni opowiadanie ciekawym i fajnym, oni właściwie pomijają całą historie, a czytają tylko mało ważne urywki, wyrwane całkowicie z kontekstu.
Co jest rzadkością w tego typu opowiadaniach tu jest klimat, fabuła i sens, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie, po przeczytaniu tego pierwszego rozdziału. Mam nadzieję, że dalej się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńSą błędy w dialogach.
Przykład:
– Nie, jestem pełnomocnikiem i przyjacielem rodziny Longworth. Norman Oakwell – wyciągnął rękę na przywitanie.
po Norman Oakwell powinna być ".", a wyciągnął przez "W".
Jednak ja na tak drobne mankamenty nie zwracam aż tak uwagi, tylko zwróciłam ci uwagę, bo może zechcesz w przyszłości to opowiadanko poprawić, udoskonalić i chciałabym byś wiedziała czemu w razie czego się baczniej przyjrzeć.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie
Oczywiście lecę czytać rozdział 2 :)
Owszem, zamierzam edytować całość opowiadania, aczkolwiek nie w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o blogi i ich poprawność to uważam, że jeśli ktoś podchodzi do tematu poważnie to - niezależnie czy pisze pojedyncze zdanie, czy całe opowiadanie - robi to najlepiej jak umie. Ja dokładam wszelkich starań, aby moje opowiadania były „poprawne językowo”, ale cóż, nie zawsze mi się to udaje i doceniam, że piszesz o moich błędach, bo zauważasz to, co ja pominęłam. :)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się z opinią, że wiele osób szuka samej treści spankingowej, co mi (jako autorce bloga) odbiera satysfakcję z pisania o wszystkim, co nie jest sceną bicia. Mam jednak nadzieję, że czytelnicy znajdą na moim blogu równowagę, gdzie nie będzie ani za dużo, ani za mało opisów w opowiadaniach.
P.S.
Weryfikacja obrazkowa została usunięta ;)
Bardzo ciekawie się zaczyna....Lalpaula
OdpowiedzUsuń