black

black

wtorek, 24 czerwca 2014

DPL I - Opowiadanie o laniu



Rozdział I

 

 

                   David podszedł do dębowych drzwi i zerknął na okrągły, złoty dzwonek. Stał pod wielką willą, która swoimi rozmiarami mogłaby pełnić funkcję luksusowego hotelu, a była jedynie domem dla rodziny Longworth.

Jedyne co wiedział o tej rodzinie, to to, że panem domu był Adam Longworth, jeden z najbogatszych ludzi w całej Arizonie, który dorobił się na handlu kamieniami szlachetnymi, zaś jego żona, Casandra, była zapaloną podróżniczką i podobno nigdy nie bywała w domu. David nie poznał ich osobiście, choć ci go zatrudnili.

               Przez chwilę zaczął wspominać czasy, kiedy to z gnatem w dłoni wpadał do jakiejś zatęchłej meliny i dokonywał aresztowań na przestępcach. Właśnie podczas jednej z takich akcji doznał urazu, który zakończył jego karierę w policji. Teraz był ochroniarzem i choć należał do najlepszych w swoim fachu, nie był szczęśliwy. Wolałby leżeć pod gradem kul i czołgać się w błocie, niż zajmować się bogatymi snobami, których największym zmartwieniem były plotki i wybór wina do obiadu.

               Z tak ponurym nastawieniem, David nacisnął dzwonek w drzwiach. Otworzyła mu kobieta o nieśmiałym spojrzeniu, która trzymała drzwi, jakby się za nimi chowała. Zdziwiło go to.

               –  Dzień dobry. Jestem David Collins, ochroniarz z firmy…

Nie dokończył, ponieważ kobieta pospieszającym gestem zaprosiła go do domu.

Była młoda, szczupła, cerę miała jasną, a jej ciasno upięte w kok włosy kontrastowały z białym fartuszkiem. David zauważył, że zarumieniła się, gdy przeszedł obok niej. Nic dziwnego. Był potężnym mężczyzną, przystojnym, o błękitnych oczach i ciemnych blond włosach, które nosił krótko przystrzyżone. Gdyby ktoś mu dał trzydzieści lat, trafiłby w dziesiątkę.

               –  Pan wybaczy, ale musi tu poczekać – powiedziała niemalże szeptem – Gdy skończy się apel, zajmie się panem pan Oakwell.

David musiał lekko pochylić głowę, by zerknąć w jej oczy, z których biła niesamowita łagodność.

               –  Ja się przedstawiłem, a pani to...?  –  zagadnął z uśmiechem.

               –  Anabell…  –  ze speszonym uśmiechem spuściła głowę  –  Pokojówka.

               –  Anabell  –  powtórzył jej imię  –  Ładnie. O jakim apelu pani mówiła?

Kobieta wzdrygnęła się, jakby ktoś ją szturchnął.

               –  Potem panu wyjaśnię. Proszę tu poczekać  –  poprosiła.

Zaraz potem oddaliła się. David zaczął z nudów się rozglądać po otoczeniu i musiał przyznać, że ten dom był jednym z najbardziej szpanerskich jakie widział w życiu. Ogromne rzeźby, pozłacane rozety na suficie i marmurowa podłoga – to wszystko mówiło, że gospodarze lubili się chwalić swoim bogactwem.

Gdy tak David przechadzał się i oglądał kolejne ozdoby, usłyszał głos, który był za wysoki, by mógł należeć do osoby dorosłej. Nie mylił się. Gdy przeszedł przez hol i stanął u jego wejścia zobaczył w ogromnym salonie ludzi ustawionych w równym rzędzie. Po mundurach rozpoznał kelnerów, sprzątaczki, a także szofera, lokaja i ogrodnika. Co do reszty, nie miał pewności, jaką rolę pełnili w tym domu, ale na pewno było ich tu aż piętnastu. Przed nimi paradowała dziewczyna o złotych lokach i to jej głos niósł się po domu.

               –  Jeżeli jeszcze raz któreś z was mnie obudzi, to przysięgam, że wyrzucę wszystkich na bruk!  –  groziła niedojrzałym głosem  –  Macie tak wykonywać swoje obowiązki, aby mi nie przeszkadzać! Czy to jasne?

David z niedowierzaniem pokręcił głową.

               –  Co to za cyrk? Ile ona ma lat? Piętnaście? Szesnaście?  –  zastanowił się.

Dziewczyna miała na sobie lekki strój, który składał się z turkusowej bluzki z krótkimi rękawami i czarnej, plisowanej spódniczki. Była stanowczo za krótka jak na jej wiek, na co David zwrócił uwagę, podobnie jak na buty, które mogłyby pochodzić z katalogu dla nieletnich prostytutek.

               –  Przez was mam migrenę!  –  poskarżyła się rozdzierająco  –  A ty Anabell…  –  dziewczyna nagle zwróciła się do kobiety, która otworzyła Davidowi drzwi  –  …masz przychodzić na moje wezwania punktualnie.

               –  Musiałam otworzyć drzwi, panienko…  –  wytłumaczyła.

               –  Nie obchodzi mnie to  –  odparła kapryśnie  –  Masz mnie słuchać! Za to ci płacę, a jeśli jesteś za głupia, by zrozumieć tak prostą rzecz, to…

W Davidzie zagotowała się krew. Wszedł do salonu.

               –  Czy ty się nie zapominasz, dziewczynko?  –  zagrzmiał na cały salon.

Blondynka odwróciło się gwałtownie.

               –  Kto to jest?! Co on robi w moim domu?!?!  –  zawołała z oburzeniem.

               –  Pan Collins?  –  odezwał się mężczyzna siedzący na krześle pod ścianą.

David nie zauważył go wcześniej. Mężczyzna wstał. Na oko wyglądał na sześćdziesiąt parę lat, miał ciemne, przerzedzone włosy, okrągłą twarz z południowymi rysami i cienkie okulary na nosie. Jego spora nadwaga koncentrowała się jedynie w okolicach talii, co sprawiało pozory, że nie był tak gruby, jak w rzeczywistości.

David wyszedł mu na przeciw.

               –  Pan Adam Longworth?  –  zapytał, wzrokiem odprowadzając złotowłosą, która ostentacyjnie wyszła z salonu.

               –  Nie, jestem pełnomocnikiem i przyjacielem rodziny Longworth. Norman Oakwell  –  wyciągnął rękę na przywitanie.

David ją uścisnął.

               –  Witam.

               –  Przepraszam za to zamieszanie. Sara, córka państwa Longworth ma charakterek.

               –  Zauważyłem – mruknął David.

               –  Usiądźmy, dobrze?  –  wskazał dłonią pobliskie fotele.

Zaraz odwrócił się do służby, która zaczęła się rozchodzić.

               –  Panno Anabell? Czy będzie pani taka dobra i zrobi nam po filiżance herbaty?  –  złożył prosząco dłonie.

               –  Oczywiście, panie Norman.

               –  Dziękuję ci Anabell.

Po tej krótkie wymianie zdań David domyślił się, że pomimo poważnego wyglądu i wyniosłych manier, pan Norman musiał być ciepłą i lubianą osobą.

               –  Ciekawe, jaki jest Adam Longworth lub jego żona?    zastanowił się i rozejrzał po salonie.

Pomieszczenie było urządzone z chłodem i nawet licznie tu stojące 
w wazonach kwiaty nie mogły go ocieplić. Przeważała biel, ale tak surowa i sztywna, że gołym okiem było widać, że właścicielom zależało tylko na tym, by salon wyglądał jak z żurnala, a nie jak miejsce rodzinnych spotkań. 
 
Ludwikowskie meble biły po oczach wyrafinowanym gustem właścicieli i tak na środku salonu stała długa sofa z obiciem przedstawiającym coś, co wyglądało jak fragment płótna z XVII wieku, zaś przed nią stał ręcznie rzeźbiony stolik w kolorze prawie że czarnego brązu. Po jego bokach znajdowały się fotele, będące uzupełnieniem kompletu, który liczył chyba z piętnaście elementów, bo aż tyle się tu znajdowało mniejszych i większych stolików, szafek i krzeseł, a wszystko wyglądało dokładnie tak samo.


               –  Dziwne. Obrazów wisi tu pełno, ale nie ma żadnych zdjęć…   przeleciało mu przez myśl.


Oakwell przerwał jego obserwacje:


               –  A więc, panie Collins, zaczynajmy naszą rozmowę.

...

6 komentarzy:

  1. Pomyślałam, że Twoje opowiadanie jest jak najbardziej warte tego, aby przysiąść nad nim i skomentować każdą część, więc przygotuj się na spam komentarzy :)
    Bardzo podoba mi się, że biegle władasz językiem polskim - nie tylko w kwestii stylu, który jest lekki, przyjemny, ale ma nutę wyrafinowania, ale także w kwestii ortografii i interpunkcji. W XXI wieku przecinki postawione w odpowiednich miejscach to coś niezwykłego, naprawdę :) Trafiałam na wiele blogów w podobnej tematyce i wszystkie miały mniejsze lub większe niedociągnięcia po tym względem. Żeby jeszcze tylko interpunkcyjne, ale "objady" lub inne "wierze stereo" potrafią zniechęcić.
    A teraz co do samej fabuły. Stworzyłaś przyjemny klimat i tło, które pozwoli na wiele scen spankingowych, choć mnie chyba na dłuższą metę męczyłoby użeranie się z kimś takim jak Sara, którą właściwie należałoby "naprawiać" od podstaw. Chociaż to i tak tylko teoria i dygresja, bo nie specjalizuję się w laniu kobiet, ani pisaniu o tym nawet :)
    Biedna Anabell. Możliwy happy end tej opowieści? David zabiera Anabell, opuszczają ten okropny dom i razem wiodą nowe, szczęśliwe życie :)))
    A tak poważnie, nie wiem dlaczego, ale postać tej pokojówki wzbudziła we mnie szczerą sympatię. Zapewne będzie postacią dalszoplanową, a może w ogóle się już nie pojawi, ale jednak... Lubię ją.
    Podoba mi się, że nie poszłaś na łatwiznę i nie osadziłaś akcji opowiadania w Polsce. Moim zdaniem, to natychmiast podnosi poziom opowieści i daje dużo szersze pole do popisu.
    I pozostaje tylko zapytać, dlaczego blogi ze szmirami, nie bójmy się tego słowa, mają dużo wyświetleń i komentarzy, a Twój jest mniej popularny? Czyżby ludziom łatwiej było przeczytać bzdurne opowiadanko, pełne błędów ortograficznych, napisane fatalnym stylem? Pewnie tak... A szkoda.
    Cóż, ja jestem w pełni za i podziwiam i chwalę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale to opowiadanie też ma błędy, choćby w dialogach, jednak ja uważam, że to blog, więc nie można wymagać 100% poprawności, gdyż nie jest to książka co przeszła korektę. Autorka pisze za darmo, czyni to w miarę poprawnie i choć nie doskonale, to trzeba to docenić. Gdybym chciała czegoś doskonałego pod względem poprawności i interpunkcji to kupiłabym książkę, a nie szukała blogów :)
      Nie zamierzam jednak wytykać błędów, ani ich wypunktowywać, bo sama popełniam ich znacznie więcej. Chciałabym jedynie prosić autorkę o to by usunęła weryfikacje obrazkową, bo ona utrudnia dodawanie komentarzy. No i to czekanie na zatwierdzenie komentarza też mnie trochę zraża, bo nie mam pewności, czy moje komentarze kiedykolwiek się pojawią i czy nie piszę ich na próżno.
      Pozdrawiam.
      Jeszcze co do twojego zarzutu, że ludzie wchodzą na blogi z masą błędów... no ja sama trafiłam na kilka takich, których nie dało się przeczytać, bo tam błędy się nie zdarzały, tam całe opowiadania były błędami. Nie wymagam 100% bezbłędności, ale jednak jakieś minimum musi być. Jednak większości ludzi, którzy odwiedzają podobne blogi nie chodzi o fabułę a o te fragmenty bicia kobiety przez faceta, a więc oni pomijają opisy, pomijają ciekawe dialogi, pomijają to nad czym ja się zachwycam i co czyni opowiadanie ciekawym i fajnym, oni właściwie pomijają całą historie, a czytają tylko mało ważne urywki, wyrwane całkowicie z kontekstu.

      Usuń
  2. Co jest rzadkością w tego typu opowiadaniach tu jest klimat, fabuła i sens, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie, po przeczytaniu tego pierwszego rozdziału. Mam nadzieję, że dalej się nie zawiodę.

    Są błędy w dialogach.
    Przykład:
    – Nie, jestem pełnomocnikiem i przyjacielem rodziny Longworth. Norman Oakwell – wyciągnął rękę na przywitanie.
    po Norman Oakwell powinna być ".", a wyciągnął przez "W".
    Jednak ja na tak drobne mankamenty nie zwracam aż tak uwagi, tylko zwróciłam ci uwagę, bo może zechcesz w przyszłości to opowiadanko poprawić, udoskonalić i chciałabym byś wiedziała czemu w razie czego się baczniej przyjrzeć.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    Oczywiście lecę czytać rozdział 2 :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Owszem, zamierzam edytować całość opowiadania, aczkolwiek nie w najbliższym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli chodzi o blogi i ich poprawność to uważam, że jeśli ktoś podchodzi do tematu poważnie to - niezależnie czy pisze pojedyncze zdanie, czy całe opowiadanie - robi to najlepiej jak umie. Ja dokładam wszelkich starań, aby moje opowiadania były „poprawne językowo”, ale cóż, nie zawsze mi się to udaje i doceniam, że piszesz o moich błędach, bo zauważasz to, co ja pominęłam. :)

    I zgadzam się z opinią, że wiele osób szuka samej treści spankingowej, co mi (jako autorce bloga) odbiera satysfakcję z pisania o wszystkim, co nie jest sceną bicia. Mam jednak nadzieję, że czytelnicy znajdą na moim blogu równowagę, gdzie nie będzie ani za dużo, ani za mało opisów w opowiadaniach.

    P.S.
    Weryfikacja obrazkowa została usunięta ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawie się zaczyna....Lalpaula

    OdpowiedzUsuń