Casino Royal
Rozdział III
Kiedy wreszcie wybiła
godzina 20.00, Alice udała się do szatni. Było to niewielkie pomieszczenie,
gdzie na samym środku stała drewniana ławka bez oparcia, a wokół rozciągały się
popielate, pomalowane grubą warstwą farby szafki. Były wysokie i wydawały się pojemne,
lecz po włożeniu swetra i butów, nagle upodabniały się do przeładowanej puszki
sardynek.
Podeszła do swojej
szafki, otworzyła ją i po kolei, zdjęła zieloną kamizelkę z trzema guzikami,
białą koszulę z kołnierzykiem i krótkim rękawem i na ich miejsce założyła
obcisłą bluzkę z czarnej bawełny, która miała na plecach wstawkę z ażurowych
kwiatów. Spódnicy nie chciało jej się zmieniać, więc pozostała w niej, przez co
można było pomyśleć, że wybiera się na pogrzeb i to tylko po to, by drażnić
skromniej ubrane kobiety.
Niespodzianie drzwi
otworzyły się i u progu stanęła Nicole.
– Już idziesz do domu? A co ze śmieciami? – zapytała z pretensją w głosie.
– Szlag, zapomniałam… – jęknęła
w myślach Alice – Nicole, słuchaj… – zaczęła proszącym tonem i nawet
złożyła w tym geście dłonie – Już się przebrałam i zaraz mam autobus. Czy
mogłabyś wyrzucić śmieci za mnie? Obiecuję, że jutro ja opróżnię wszystkie
kubły, nawet te z korytarza.
Słysząc tą propozycję,
głowa Nicole powędrowała do góry, jakby nagle wyrosła na niej wielka, złota korona.
– Nie – padła lodowata odpowiedź z jej ust.
Alice uśmiechnęła się
do siebie cierpko.
– Oczywiście, pomocna na każdym
kroku… – pomyślała.
Przygryzła w złości
wargi i zamknęła szafkę.
– Ok. Zaraz je wyrzucę – zapewniła, siląc się na spokojny ton głosu.
Nicole więcej nie
zaszczyciła jej swoim spojrzeniem. Odwróciła się na pięcie i już prawie wyszła z szatni, gdy o mało co nie zderzyła się z Dorothy. Z gniewnym sapnięciem wyminęła ją, choć gdyby szła wolniejszym krokiem, to usłyszałaby, jak Dorothy mówi do Alice:
– Weź się nie przejmuj tą kretynką. Lata za tym Costello od miesięcy i
nie może przeżyć, że to ty go dzisiaj obsługiwałaś.
Alice spojrzała na nią
zaskoczona. Tylko tego jej jeszcze brakowało, by pracować na jednej zmianie z
kimś, kto będzie jej podkładać kłody pod nogi, ilekroć poczuje się chorobliwie
zazdrosny.
– Wiesz, za dużego wyboru to ja nie miałam – odparła z irytacją.
– Ty też miałaś z nim jakieś spięcie, nie…? – zapytała nieoczekiwanie, a jej
wzrok zdradził duże zainteresowanie tą sprawą.
Alice odchrząknęła z
zakłopotaniem. Zaczęła poprawiać spódnicę, by w ten sposób zyskać trochę na
czasie i wymyślić odpowiedź, która ucięłaby temat.
Wcześniej nie miały
okazji porozmawiać, więc Dorothy wiedziała tylko tyle, ile wygadała jej Nicole,
a że Nicole sama nie znała całej sytuacji, to Dorothy nie miała pojęcia, jaki
był powód tego spięcia.
– I niech tak zostanie –
pomyślała Alice – Po co mam jej mówić, że
naskoczyłam na niego, bo nazwał ją „grubą”? Nikomu to nie polepszy nastroju.
Uśmiechnęła się do
Dorothy.
– Tak, czepiał się mnie tak samo, jak ciebie – machnęła obojętnie ręką – Wybacz, ale muszę już
iść – powiedziała przepraszająco i szybko opuściła szatnię.
W pospiechu skierowała się do baru, gdzie pod ladą już czekały na nią dwa czarne kubły na śmieci. Wyciągnęła z nich worki, zawiązała je i skierowała się do tylnych drzwi, na zaplecze, gdzie po przejściu kilku kroków znajdowały się kolejne drzwi, prowadzące prosto na dwór. Otworzyła je.
Drogę oświetlała jej
tylko żółtawa poświata, padająca z okiem pobliskiego budynku, zbudowanego ze starych, czerwonych cegieł. Alice nigdy w
nim nie była, gdyż niemal nikt nie miał tam prawa wstępu, ale wiedziała, że w
środku znajdował się magazyn należący do kasyna, a przynajmniej taka była
oficjalna wersja, bo już pierwszego dnia Dorothy jej zdradziła, że w tym
miejscu, tak naprawdę odbywało się liczenie pieniędzy i to tych, które później trafiały
do kieszeni mafii.
Prawdopodobnie, ktoś
tam właśnie urzędował, bo poza światłem, które widziała Alice, dało się też usłyszeć
jakieś szumy.
– Ciekawe, co tam tak hałasuje?
– zastanowiła się przelotnie.
Podeszła do wielkiego,
odrapanego kontenera na śmieci i gdy już miała wrzucić pierwszy worek, kątem
oka dojrzała ruch w ciemnościach. Odwróciła głowę. Trzy metry od niej, na jakiś
skrzynkach, stała mocno przygarbiona postać, która z wielkim zaangażowaniem
zaglądała do okien. Alice od razu rozpoznała tą chudą posturę i czuprynę niesfornych
loków na głowie. To był Adam, pomocnik kucharza, który potrafił rozśmieszyć
każdego i może dlatego tak długo tu pracował, bo zacięcia do gotowania, nie
miał za grosz.
– Uważaj, bo cię nakryją – zażartowała Alice wrzucając do kontenera
pierwszy worek ze śmieciami.
– Nie nakryją, nie nakryją… – odparł lekceważąco, w ogóle nie przejmując
się, że przecież już dał się nakryć – Ty wiesz, ile oni tam mają pieniędzy? – zapytał
podekscytowany.
– Pewnie sporo – mruknęła, wyrzucając teraz drugi worek.
– Sporo? Mogliby je liczyć w kilogramach!
– W kilogramach? Nie, nie uwierzę – zaśmiała się.
– Nie? No to sama zobacz.
Podkuszona, rozejrzała
się, czy nikt ich nie widzi i gdy upewniła się, że są tu sami, weszła na skrzynki.
Adam odsunął się, a Alice ostrożnie zajrzała przez okno. W środku dostrzegła
kilkunastu mężczyzn, ubranych w ciemne garnitury. Część z nich tylko siedziała
i paliła papierosy, ale inni uwijali się jak w ukropie przy stołach, gdzie były
ustawione niewielkie, szare maszyny.
– Ach, to one tak hałasują. Przeliczają pieniądze – uświadomiła sobie, z
uwagą przyglądając się przerzucanym banknotom.
Gdy któraś z maszyn
kończyła liczyć, pieniądze spisywano, spinano i wrzucano do dużych pudeł, gdzie
pełno już było podobnych plików.
Jednak do jednego z
kartonów zaczęły trafiać wyłącznie duże, czarne kostki i gdy Alice się
przyjrzała, to dostrzegła, że to też były pieniądze, tylko że zawinięte w
grubą, czarną folię.
– Po co foliują pieniądze? – zapytała szeptem Adama.
– Foliują? – zdziwił się i bez pardonu przepchnął się przed Alice.
To wystarczyło, by jedna
ze skrzyń na których stali, załamała się z trzaskiem. Adam spadł od razu, zaś
Alice poleciała wprost na szybę, z hukiem się z nią zderzając.
Nagle wszyscy ludzie z budynku
odwrócili się i spojrzeli wprost na nią.
– Nie… – szepnęła do siebie przerażona.
Nim zdołała się jakoś
pozbierać, drzwi od magazynu otworzyły się na oścież. Pojawiło się dwóch
mężczyzn, którzy w ułamku chwili pochwycili Adama, a gdy go już unieruchomili,
ich uwaga padła na Alice.
– No dalej mała! Złaź! No złaź! – krzyknął do niej jeden z mężczyzn.
Lęk sparaliżował ją
całą. Bała się do nich zejść, a na dodatek skrzynia, na której stała była
przechylona i miała wrażenie, że zaraz się rozleci, a ona spadnie i to z wysokości,
która dorównywała jej wzrostem.
Nie ruszyła się, nie
mogła i nie chciała.
Wtedy drugi z mężczyzn,
zamiast do niej krzyczeć, po prostu walnął w skrzynię i zrzucił Alice sobie wprost
do rąk. Natychmiast zabrał ją do środka, gdzie chwilę wcześniej został
wepchnięty Adam i teraz oboje byli prowadzeni w głąb magazynu.
Przeszli może z
dziesięć metrów, lub piętnaście, słuchając po drodze złowrogich szeptów
mijanych ludzi. Znaleźli się w osobnym pomieszczeniu, które było niemal całkiem
puste i dużo słabiej oświetlone. Tam pchnięto ich i upadli na podłogę, jak
bezwładne marionetki, które z przekleństwem rzucono na pastwę losu. Tylko, że
ten los miał imię. Anthony Costello.
Zbliżył się do nich. Alice,
widząc go, gwałtownie pobladła. Bała się i to nawet bardzo, ale gdy Adam
zobaczył Anthony’ego Costello… Łamiącym się głosem zaczął go błagać o litość i
dopiero to spowodowało, że Alice poczuła w żołądku ukłucie strachu tak silne,
że było wręcz bolesne.
Zrozumiała, że Adam
naprawdę się bał. Nie o pracę, ani nie o zdrowie, tylko o życie.
Costello przystanął nad
nimi.
– Z tobą wiem, co zrobię – stwierdził, groźnie patrząc na Adama – A z
tobą? – nagle przeniósł wzrok na Alice.
Już otworzyła usta, by poprosić
go o szansę na wyjaśnienia, gdy usłyszała:
– Zabierzcie ją na górę.
Po jej bokach pojawili
się ludzie, ci sami, którzy pojmali ją przed magazynem i bez żadnego słowa
wykonali rozkaz. Gdy ją prowadzono, odwróciła się jeszcze, by zobaczyć, co
działo się z Adamem. Płakał. To wszystko, co zobaczyła.
...
Szkoda że nic nie ujawniłaś :p czekam na następną część
OdpowiedzUsuńCierpliwości :-D Sytuacja rozwija się powoli, ale w końcu znajdzie swój finał ;-)
UsuńPodoba mi się. Przeczytałam trzy części jednym tchem. Najważniejsze, że ma fabułę, a nie kręci się tylko wokół lania. W tej części przysłowie "ciekawość to pierwszy stopień do piekła" pasuje idealnie :)
OdpowiedzUsuńW tym opowiadaniu chciałam stworzyć właśnie coś głębszego niż tylko same klapsy na goły tyłek. Więcej fabuły, emocji :-)
UsuńTo dobrze, bo lubię emocje i fabułę, bardziej niż ten efekt kulminacyjny. Kiedy część 4?
UsuńStaram się, by była jak najszybciej. Gdybym mogła się skupić tylko na pisaniu... ech... :-)
UsuńRobi się coraz ciekawej, czekam na rozwinięcie się sytuacji :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWszystkie 3 rozdziały mogę opisać jednym słowem - FANTASTYCZNE! Moje pytanie brzmi: Kiedy kolejny rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za słowa uznania :-) Nie jestem w stanie określić, kiedy skończę kolejny rozdział, ale pracuję nad nim. ;-)
UsuńBrzmi dość groźnie.. Co stanie się z Alice...? Świetne bardzo ciekawie napisane..Lalpaula
OdpowiedzUsuńTrochę spłyciłaś opowieść brnąć do punktu tej właśnie akcji. Ja wiem, że większość osób co tu wchodzi nawet pewnie nie czyta połowy tego co opublikujesz, a szuka jedynie jednego i gdy nie ma tego w tym rozdziale, to przechodzi do następnego, ale ja lubię jak historia się powoli rozwija i daje możliwość poznania bohaterów.
OdpowiedzUsuńPo Alice spodziewałam się rozsądku, a ona i Adam zachowali się jak dzieci podglądające sąsiadów, bo "sekszą się, sekszą!". Tak mi się tych dwoje skojarzyło. Nikt nie lubi być podglądany i powinni o tym wiedzieć.
Na dziś już kończę czytanie, pewnie wrócę tutaj jutro, albo w weekend. Dodaję bloga do mojej listy czytelniczej i będę zaglądała w miarę regularnie.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie:
http://takamilosc.blogspot.com/
Masz rację, są osoby które chcą czytać jedynie fragmenty z punktem kulminacyjnym. Ja jednak wolałam postawić na otoczkę i choć może nie jest ona obszerna to uważam, że pomaga zrównoważyć sam akt spankingu. Co do powolnego rozwijania się historii i poznawania bohaterów to jest to temat trudny, gdyż opowiadania z założenia powinny być krótkie, a rozległe opisy (nawet dobre) mogą zabić dynamikę. Ale to jest tylko moje zdanie :) Dziękuję, że zainteresowałaś się moim blogiem i zapraszam do dalszych odwiedzin ;)
UsuńW takim razie ja piszą swoje opowiadania wyszłam z tego założenia, gdyż wychodzą mi jakieś takie... mega długie.
UsuńNie znam się na spankingu, czytam twoje opowiadanie pod kątem całości - bohaterów, fabuły, opisów. Ja uwielbiam opisy, może nie długie i nudzące, ale opisy wcale nie muszą zabijać dynamiki, bo mogą być właśnie dynamiczne, oparte na krótkich zdaniach i przedstawiające jakiś szybszy fragment historii. Jednak opisów jak ktoś robił kanapkę i zakupy, to nawet ja nie lubię, chyba, że tam wydarzyło się coś ciekawego.
Ja lubię Tonego za wady, lubię jako postać, jako człowieka nie popieram. U siebie też najbardziej lubię Bruna z "Prawdziwej Legendy" pomimo jego podejścia do kobiet, bicia żony i na przekór tego, że podciął gardło dwunastolatkowi. Jako bohater ten z wadami jest ciekawszy, a mnie od zawsze pociągały czarne charaktery, bo już za czasów Smerfów, trzymałam kciuki za Gargamela. Nie podoba mi się trochę twoja Alice, jest taka płytka, taka głupiutka momentami, a przecież to już dorosła kobieta, a nie naiwna nastolatka.
Będę odwiedzała, w miarę wolnego czasu i oczywiście zapraszam także do mnie:
http://takamilosc.blogspot.com/p/moje-blogi.html
He, he :D Gargamel to prawdziwy bajkowy sadysta i okrutnik. :D Co do Alice to się nie zgodzę, że jest płytka i głupiutka, ale szanuję Twoje zdanie oraz odczucia. :)
Usuń