black

black

czwartek, 20 listopada 2014

CR III - opowiadanie o laniu

 

 Casino Royal



Rozdział III





Kiedy wreszcie wybiła godzina 20.00, Alice udała się do szatni. Było to niewielkie pomieszczenie, gdzie na samym środku stała drewniana ławka bez oparcia, a wokół rozciągały się popielate, pomalowane grubą warstwą farby szafki. Były wysokie i wydawały się pojemne, lecz po włożeniu swetra i butów, nagle upodabniały się do przeładowanej puszki sardynek. 

Podeszła do swojej szafki, otworzyła ją i po kolei, zdjęła zieloną kamizelkę z trzema guzikami, białą koszulę z kołnierzykiem i krótkim rękawem i na ich miejsce założyła obcisłą bluzkę z czarnej bawełny, która miała na plecach wstawkę z ażurowych kwiatów. Spódnicy nie chciało jej się zmieniać, więc pozostała w niej, przez co można było pomyśleć, że wybiera się na pogrzeb i to tylko po to, by drażnić skromniej ubrane kobiety. 

Niespodzianie drzwi otworzyły się i u progu stanęła Nicole.

               –  Już idziesz do domu? A co ze śmieciami? – zapytała z pretensją w głosie.

               –  Szlag, zapomniałam… – jęknęła w myślach Alice –  Nicole, słuchaj… – zaczęła proszącym tonem i nawet złożyła w tym geście dłonie – Już się przebrałam i zaraz mam autobus. Czy mogłabyś wyrzucić śmieci za mnie? Obiecuję, że jutro ja opróżnię wszystkie kubły, nawet te z korytarza.

Słysząc tą propozycję, głowa Nicole powędrowała do góry, jakby nagle wyrosła na niej wielka, złota korona.

               –  Nie – padła lodowata odpowiedź z jej ust.

Alice uśmiechnęła się do siebie cierpko. 

               –  Oczywiście, pomocna na każdym kroku… – pomyślała.


Przygryzła w złości wargi i zamknęła szafkę.

               –  Ok. Zaraz je wyrzucę – zapewniła, siląc się na spokojny ton głosu.

Nicole więcej nie zaszczyciła jej swoim spojrzeniem. Odwróciła się na pięcie i już prawie wyszła z szatni, gdy o mało co nie zderzyła się z Dorothy. Z gniewnym sapnięciem wyminęła ją, choć gdyby szła wolniejszym krokiem, to usłyszałaby, jak Dorothy mówi do Alice:


               –  Weź się nie przejmuj tą kretynką. Lata za tym Costello od miesięcy i nie może przeżyć, że to ty go dzisiaj obsługiwałaś.


Alice spojrzała na nią zaskoczona. Tylko tego jej jeszcze brakowało, by pracować na jednej zmianie z kimś, kto będzie jej podkładać kłody pod nogi, ilekroć poczuje się chorobliwie zazdrosny.


               – Wiesz, za dużego wyboru to ja nie miałam – odparła z irytacją. 

               – Ty też miałaś z nim jakieś spięcie, nie…? – zapytała nieoczekiwanie, a jej wzrok zdradził duże zainteresowanie tą sprawą. 

Alice odchrząknęła z zakłopotaniem. Zaczęła poprawiać spódnicę, by w ten sposób zyskać trochę na czasie i wymyślić odpowiedź, która ucięłaby temat. 

Wcześniej nie miały okazji porozmawiać, więc Dorothy wiedziała tylko tyle, ile wygadała jej Nicole, a że Nicole sama nie znała całej sytuacji, to Dorothy nie miała pojęcia, jaki był powód tego spięcia.

               –  I niech tak zostanie – pomyślała Alice – Po co mam jej mówić, że naskoczyłam na niego, bo nazwał ją „grubą”? Nikomu to nie polepszy nastroju.

Uśmiechnęła się do Dorothy.

               –  Tak, czepiał się mnie tak samo, jak ciebie   machnęła obojętnie ręką  – Wybacz, ale muszę już iść  –  powiedziała przepraszająco i szybko opuściła szatnię.


W pospiechu skierowała się do baru, gdzie pod ladą już czekały na nią dwa czarne kubły na śmieci. Wyciągnęła z nich worki, zawiązała je i skierowała się do tylnych drzwi, na zaplecze, gdzie po przejściu kilku kroków znajdowały się kolejne drzwi, prowadzące prosto na dwór. Otworzyła je.

Drogę oświetlała jej tylko żółtawa poświata, padająca z okiem pobliskiego budynku, zbudowanego  ze starych, czerwonych cegieł. Alice nigdy w nim nie była, gdyż niemal nikt nie miał tam prawa wstępu, ale wiedziała, że w środku znajdował się magazyn należący do kasyna, a przynajmniej taka była oficjalna wersja, bo już pierwszego dnia Dorothy jej zdradziła, że w tym miejscu, tak naprawdę odbywało się liczenie pieniędzy i to tych, które później trafiały do kieszeni mafii. 

Prawdopodobnie, ktoś tam właśnie urzędował, bo poza światłem, które widziała Alice, dało się też usłyszeć jakieś szumy.

               – Ciekawe, co tam tak hałasuje? – zastanowiła się przelotnie.

Podeszła do wielkiego, odrapanego kontenera na śmieci i gdy już miała wrzucić pierwszy worek, kątem oka dojrzała ruch w ciemnościach. Odwróciła głowę. Trzy metry od niej, na jakiś skrzynkach, stała mocno przygarbiona postać, która z wielkim zaangażowaniem zaglądała do okien. Alice od razu rozpoznała tą chudą posturę i czuprynę niesfornych loków na głowie. To był Adam, pomocnik kucharza, który potrafił rozśmieszyć każdego i może dlatego tak długo tu pracował, bo zacięcia do gotowania, nie miał za grosz.

               – Uważaj, bo cię nakryją – zażartowała Alice wrzucając do kontenera pierwszy worek ze śmieciami.

               – Nie nakryją, nie nakryją… – odparł lekceważąco, w ogóle nie przejmując się, że przecież już dał się nakryć – Ty wiesz, ile oni tam mają pieniędzy? – zapytał podekscytowany.

               – Pewnie sporo – mruknęła, wyrzucając teraz drugi worek.

               – Sporo? Mogliby je liczyć w kilogramach!

               – W kilogramach? Nie, nie uwierzę – zaśmiała się.

               – Nie? No to sama zobacz.

Podkuszona, rozejrzała się, czy nikt ich nie widzi i gdy upewniła się, że są tu sami, weszła na skrzynki. Adam odsunął się, a Alice ostrożnie zajrzała przez okno. W środku dostrzegła kilkunastu mężczyzn, ubranych w ciemne garnitury. Część z nich tylko siedziała i paliła papierosy, ale inni uwijali się jak w ukropie przy stołach, gdzie były ustawione niewielkie, szare maszyny.

               – Ach, to one tak hałasują. Przeliczają pieniądze – uświadomiła sobie, z uwagą przyglądając się przerzucanym banknotom.

Gdy któraś z maszyn kończyła liczyć, pieniądze spisywano, spinano i wrzucano do dużych pudeł, gdzie pełno już było podobnych plików. 

Jednak do jednego z kartonów zaczęły trafiać wyłącznie duże, czarne kostki i gdy Alice się przyjrzała, to dostrzegła, że to też były pieniądze, tylko że zawinięte w grubą, czarną folię.

               – Po co foliują pieniądze? – zapytała szeptem Adama.

               – Foliują? – zdziwił się i bez pardonu przepchnął się przed Alice. 

To wystarczyło, by jedna ze skrzyń na których stali, załamała się z trzaskiem. Adam spadł od razu, zaś Alice poleciała wprost na szybę, z hukiem się z nią zderzając. 

Nagle wszyscy ludzie z budynku odwrócili się i spojrzeli wprost na nią. 

               –  Nie… – szepnęła do siebie przerażona.

Nim zdołała się jakoś pozbierać, drzwi od magazynu otworzyły się na oścież. Pojawiło się dwóch mężczyzn, którzy w ułamku chwili pochwycili Adama, a gdy go już unieruchomili, ich uwaga padła na Alice. 

               –  No dalej mała! Złaź! No złaź! – krzyknął do niej jeden z mężczyzn.

Lęk sparaliżował ją całą. Bała się do nich zejść, a na dodatek skrzynia, na której stała była przechylona i miała wrażenie, że zaraz się rozleci, a ona spadnie i to z wysokości, która dorównywała jej wzrostem.

Nie ruszyła się, nie mogła i nie chciała.

Wtedy drugi z mężczyzn, zamiast do niej krzyczeć, po prostu walnął w skrzynię i zrzucił Alice sobie wprost do rąk. Natychmiast zabrał ją do środka, gdzie chwilę wcześniej został wepchnięty Adam i teraz oboje byli prowadzeni w głąb magazynu. 

Przeszli może z dziesięć metrów, lub piętnaście, słuchając po drodze złowrogich szeptów mijanych ludzi. Znaleźli się w osobnym pomieszczeniu, które było niemal całkiem puste i dużo słabiej oświetlone. Tam pchnięto ich i upadli na podłogę, jak bezwładne marionetki, które z przekleństwem rzucono na pastwę losu. Tylko, że ten los miał imię. Anthony Costello.

Zbliżył się do nich. Alice, widząc go, gwałtownie pobladła. Bała się i to nawet bardzo, ale gdy Adam zobaczył Anthony’ego Costello… Łamiącym się głosem zaczął go błagać o litość i dopiero to spowodowało, że Alice poczuła w żołądku ukłucie strachu tak silne, że było wręcz bolesne.

Zrozumiała, że Adam naprawdę się bał. Nie o pracę, ani nie o zdrowie, tylko o życie. 

Costello przystanął nad nimi.

               –  Z tobą wiem, co zrobię – stwierdził, groźnie patrząc na Adama   A z tobą?   nagle przeniósł wzrok na Alice.

Już otworzyła usta, by poprosić go o szansę na wyjaśnienia, gdy usłyszała:

               –  Zabierzcie ją na górę.

Po jej bokach pojawili się ludzie, ci sami, którzy pojmali ją przed magazynem i bez żadnego słowa wykonali rozkaz. Gdy ją prowadzono, odwróciła się jeszcze, by zobaczyć, co działo się z Adamem. Płakał. To wszystko, co zobaczyła.

... 



14 komentarzy:

  1. Szkoda że nic nie ujawniłaś :p czekam na następną część

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cierpliwości :-D Sytuacja rozwija się powoli, ale w końcu znajdzie swój finał ;-)

      Usuń
  2. Podoba mi się. Przeczytałam trzy części jednym tchem. Najważniejsze, że ma fabułę, a nie kręci się tylko wokół lania. W tej części przysłowie "ciekawość to pierwszy stopień do piekła" pasuje idealnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym opowiadaniu chciałam stworzyć właśnie coś głębszego niż tylko same klapsy na goły tyłek. Więcej fabuły, emocji :-)

      Usuń
    2. To dobrze, bo lubię emocje i fabułę, bardziej niż ten efekt kulminacyjny. Kiedy część 4?

      Usuń
    3. Staram się, by była jak najszybciej. Gdybym mogła się skupić tylko na pisaniu... ech... :-)

      Usuń
  3. Robi się coraz ciekawej, czekam na rozwinięcie się sytuacji :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkie 3 rozdziały mogę opisać jednym słowem - FANTASTYCZNE! Moje pytanie brzmi: Kiedy kolejny rozdział? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za słowa uznania :-) Nie jestem w stanie określić, kiedy skończę kolejny rozdział, ale pracuję nad nim. ;-)

      Usuń
  5. Brzmi dość groźnie.. Co stanie się z Alice...? Świetne bardzo ciekawie napisane..Lalpaula

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę spłyciłaś opowieść brnąć do punktu tej właśnie akcji. Ja wiem, że większość osób co tu wchodzi nawet pewnie nie czyta połowy tego co opublikujesz, a szuka jedynie jednego i gdy nie ma tego w tym rozdziale, to przechodzi do następnego, ale ja lubię jak historia się powoli rozwija i daje możliwość poznania bohaterów.
    Po Alice spodziewałam się rozsądku, a ona i Adam zachowali się jak dzieci podglądające sąsiadów, bo "sekszą się, sekszą!". Tak mi się tych dwoje skojarzyło. Nikt nie lubi być podglądany i powinni o tym wiedzieć.
    Na dziś już kończę czytanie, pewnie wrócę tutaj jutro, albo w weekend. Dodaję bloga do mojej listy czytelniczej i będę zaglądała w miarę regularnie.

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie:
    http://takamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, są osoby które chcą czytać jedynie fragmenty z punktem kulminacyjnym. Ja jednak wolałam postawić na otoczkę i choć może nie jest ona obszerna to uważam, że pomaga zrównoważyć sam akt spankingu. Co do powolnego rozwijania się historii i poznawania bohaterów to jest to temat trudny, gdyż opowiadania z założenia powinny być krótkie, a rozległe opisy (nawet dobre) mogą zabić dynamikę. Ale to jest tylko moje zdanie :) Dziękuję, że zainteresowałaś się moim blogiem i zapraszam do dalszych odwiedzin ;)

      Usuń
    2. W takim razie ja piszą swoje opowiadania wyszłam z tego założenia, gdyż wychodzą mi jakieś takie... mega długie.
      Nie znam się na spankingu, czytam twoje opowiadanie pod kątem całości - bohaterów, fabuły, opisów. Ja uwielbiam opisy, może nie długie i nudzące, ale opisy wcale nie muszą zabijać dynamiki, bo mogą być właśnie dynamiczne, oparte na krótkich zdaniach i przedstawiające jakiś szybszy fragment historii. Jednak opisów jak ktoś robił kanapkę i zakupy, to nawet ja nie lubię, chyba, że tam wydarzyło się coś ciekawego.
      Ja lubię Tonego za wady, lubię jako postać, jako człowieka nie popieram. U siebie też najbardziej lubię Bruna z "Prawdziwej Legendy" pomimo jego podejścia do kobiet, bicia żony i na przekór tego, że podciął gardło dwunastolatkowi. Jako bohater ten z wadami jest ciekawszy, a mnie od zawsze pociągały czarne charaktery, bo już za czasów Smerfów, trzymałam kciuki za Gargamela. Nie podoba mi się trochę twoja Alice, jest taka płytka, taka głupiutka momentami, a przecież to już dorosła kobieta, a nie naiwna nastolatka.

      Będę odwiedzała, w miarę wolnego czasu i oczywiście zapraszam także do mnie:
      http://takamilosc.blogspot.com/p/moje-blogi.html

      Usuń
    3. He, he :D Gargamel to prawdziwy bajkowy sadysta i okrutnik. :D Co do Alice to się nie zgodzę, że jest płytka i głupiutka, ale szanuję Twoje zdanie oraz odczucia. :)

      Usuń