black

black

niedziela, 2 sierpnia 2015

CR X - opowiadanie o laniu


 Casino Royal



Rozdział X

 





Minęło kilka godzin, zanim Tony i Alice powrócili do rzeczywistości. A ta wskazywała zbliżający się wieczór i porę idealną do spożycia posiłku.

               – Idziemy na kolację? – zaproponował Tony. 

Był już ubrany i w zasadzie to w pełni przygotowany do wyjścia, zaś Alice jeszcze leżała na kanapie, rozmiłowana ostatnimi uniesieniami.

               – Do tej włoskiej restauracji? – spytała.

Tony kiwnął głową. 

Alice uśmiechnęła się do niego, ale po chwili wpadła w zadumę.

               – Coś nie tak? – zapytał Tony.

               – Nie, muszę tylko zobaczyć, czy mam w szafie odpowiednią sukienkę.

Tony wzruszył ramionami.

               – Na siódmej jest Batissimi – zasugerował.

Był to sklep z odzieżą damską, który klasyfikował się gdzieś pomiędzy Valentino, a Versace. Alice wiedziała ile tam mogły kosztować suknie i dlatego propozycja Tony’ego wprawiła ją w zakłopotanie. 

               – Nie, sukienka na pewno jest w szafie – odpowiedziała szybko i jeszcze szybciej wstała, aby to sprawdzić.

Gdyby tak się zastanowić, to wszystkie prezenty ją krępowały. Być może dlatego, że nigdy nie miała dość pieniędzy, aby się zrewanżować. Jednak wizja sukienki, która mogła kosztować nawet tyle, co sześć jej wypłat nastraszyła ją nienażarty, bo stałaby się symbolem szczodrości, której nigdy by nie odwzajemniła.

Na szczęście, sukienka wisiała na wieszaku, tuż obok czarnego płaszcza. Kupiła ją blisko rok temu na ślub swojej przyjaciółki, która wyszła za tenisistę o arystokratycznych korzeniach, albo za gburowatego nudziarza, jak mówili co poniektórzy na weselu. Teraz mogła jej być za to wdzięczna, bo gdyby nie ich staroświeckie podejście do ślubu, to Alice nie kupiłaby tak klasycznej sukienki, rodem z czasów wiktoriańskich.  Była w kolorze stonowanej brzoskwini i miała dekolt w kształcie karo. Jej ramiączka wyglądały, jak garść luźno zebranego materiału, a dół sukienki - mocno rozkloszowany - tworzył z każdej kobiety zwartą choinkę o wciętej talii. Suknia składała się z dwóch powłok, gdzie zewnętrzną była drobna siatka, a wewnętrzną matowy poliester.

Założenie jej potrwało sekundę, ale zrobienie makijażu i włosów, to już była dłuższa sprawa. Dlatego Alice wychyliła się z sypialni i uprzedziła Tony’ego:

               – Będę gotowa za godzinę! – zawołała – Może za półtorej… – dodała po chwili mniej pewnie.

Nawet jeszcze nie wiedziała, jak ma się umalować i uczesać, więc określanie czasu nagle wydało jej się samobójczym pomysłem.

Tony nie tylko ją usłyszał, ale też zobaczył.

               – Wyglądasz przepięknie – powiedział z podziwem.

Alice uśmiechnęła się.

               – Ale po co ci półtorej godziny? – dopytał.

               – No… – Alice, zbita z tropu, zawiesiła głos – Chcę się uczesać, umalować…

Tony patrzył na nią, jakby nie rozumiał, co próbuje mu przekazać.

               – Alice, jesteś piękna – odparł zdziwiony – Nie musisz nic poprawiać.

Zabrakło jej słów. Uważała, że ma tysiące wad, które powinna ukryć pod włosami, makijażem i ciuchami, a tu pojawił się Tony, który twierdził, że jest idealna. Mało tego, właśnie podszedł i przekazał jej to samo swym uśmiechem i spojrzeniem.

               – To za ile wychodzimy? – spytał wymownie i zaczesał jej włosy za ucho.

               – Za… chwilę… – odpowiedziała wolno, samej nie wierząc, że tak zdecydowała.

               – Za chwilę – potwierdził z uśmiechem.

...
Na ulicy panował taki sam ruch, jak zwykle. Jedne auta jechały szybko, inne zaś wolno, lecz wszystkie starały się zgodnie pokonać trasę, jaką wybrali ich kierowcy. 

Na chodniku działo się to samo. Część ludzi usilnie starała się gdzieś zdążyć, za to inni to przystawali, to gdzieś skręcali, prąc w tylko sobie znanym celu. Z tej grupy wieczorowych przechodniów dało się wyłonić dwie dziewczyny, które pewnie były przyjaciółkami, albo siostrami, bo obejmowały się z chichotem i dzieliły jakimś wspólnym tematem. Alice zwróciła na nie uwagę, kiedy wychodziła z Tonym z budynku. Stały przy zaparkowanym w pobliżu samochodzie, oglądając go z każdej strony. Ich ciekawość stała się zaraźliwa i ona również zaczęła mu się przyglądać. Był lśniąco czarny, z przyciemnionymi szybami, a jego maska była znacznie dłuższa niż u innych aut. Z początku wydał jej się sportowy, ale potem oceniła, że był zbyt masywny na typową wyścigówkę. 

To był samochód Tony’ego. 

Otworzył drzwi pilotem, tym samym wypłaszając rozchichotane dziewczyny. Nawet tego nie zauważył. Patrzył na telefon, drugą ręką obejmując Alice. Zagadnęła go:

               – Wiesz, że ludzie zatrzymują się, aby sobie popatrzeć na twoje auto? 

               – Wiem – mruknął machinalnie.

Dalej był wpatrzony w telefon, ale już po chwili schował go do kieszeni.

               – Codziennie znajduję na karoserii ich łapy – dodał niezadowolony, ale do Alice się uśmiechnął.

               – Czyli nie lubisz, gdy ktoś dotyka twoje auto? – zapytała z drwiną.

               – To zależy, kto je dotyka… – odparł i znienacka ścisnął Alice za pośladek.

Wybuchła śmiechem.

               – Wsiadaj, kotku – powiedział i otworzył jej drzwi, gdyż właśnie doszli do samochodu.

Z jeszcze rozbawioną miną, Alice weszła do środka. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to ilość paneli i pokręteł, jakie były przytwierdzone do konsoli. Ciekawe było to, że jej dolna część była jasna, a górna ciemna, - tak samo jak środkowy tunel -, ale sam schowek kierowcy już nie. Był tak samo jasny jak fotele, gdzie Alice przez długi czas nie mogła zdecydować, czy były kremowe, czy w kolorze kości słoniowej, ale jedno wiedziała na pewno – wszystko jej się tu podobało.

               – Głodna? – zapytał Tony.

               – Tak.

               – No to jedziemy – powiedział i wrzucił bieg.

Samochód ruszył.

...
Kilkanaście minut później byli już na miejscu. Restauracja, do której przyjechali nazywała się Mirtillo Rosso i była bez wątpienia największym i najbardziej obleganym budynkiem na całej ulicy. O jej prestiżu świadczyły ostentacyjne baldachimy w kolorze głębokiej żurawiny, a także ilość lamp oświetlająca główne wejście. 

W środku zaś, restauracja porażała jeszcze większym przepychem. Najłatwiej można to było stwierdzić po gościach, którzy raczyli się kawiorem, truflami, a nawet homarami w koniaku. Wśród nich można było wypatrzyć starszego mężczyznę, który krążył po sali z kwiatami w koszyczku i sprzedawał je zakochanym parom.

Alice, która przez cały dzień zachowywała zimną krew, teraz odczuła pierwsze oznaki zdenerwowania. Nigdy nie była w takim miejscu, a ponadto to był jej pierwszy tak oficjalny wieczór z Tony’m. 

Natychmiast powitał ich młody, gładko ogolony kelner o ciemnej karnacji. Zaprowadził ją i Tony’ego do stolika, gdzie już czekały na nich dwa nakryte miejsca. Kiedy usiedli, kelner wymienił jakąś grzecznościową formułkę z Tony’m i zaraz potem wręczył im karty dań. 

               – Na co masz ochotę? – spytał Tony, otwierając stronę w karcie.

Alice podążyła jego przykładem i też ją otworzyła. Popatrzyła przez chwilę na nazwy, ale z zakłopotaniem musiała stwierdzić, że to wszystko nic jej nie mówiło. Westchnęła:

               – Nie wiem… Nie wiele z tego rozumiem.

               – To powiedz, co lubisz.

Alice zastanowiła się.

               – Kurczak? Nie, weźmie mnie za prostaczkę. Może ryba? Nie, gdzie ryba na romantycznej kolacji. Będę pluć ośćmi… To może... – i nagle znalazła odpowiedź:

               – Danie dnia – powiedziała – Lubię niespodzianki. 

Wybrnęła z tego idealnie. Tony uśmiechnął się do niej i kiedy i on wybrał danie, złożyli zamówienie.

Kolacja przebiegała perfekcyjnie. Alice i Tony cały czas rozmawiali, śmiali się i uwodzili, czasem nawet potajemnie wymieniając muśnięcia nóg pod stołem. Wszystko toczyło się wymarzonym torem, dopóki nie zjawił się kelner z winem.

Alice nie zauważyła niczego, za to Tony od razu wskazał palcem na jej kieliszek.

               – Głuchy jesteś? – zwrócił się z gniewem do młodziutkiego kelnera – Czy to wygląda jak Masseto?

Alice spojrzała na swój kieliszek. Ze zdumieniem odkryła, że faktycznie było napełnione białym winem, choć Masseto, które zamówił dla niej Tony, powinno być czerwone.

Kelner spojrzał na butelkę, którą trzymał w ręce i momentalnie zesztywniał.

               – Najmocniej przepraszam… – zaczął, ale Tony mu przerwał.

               – Za co? Za to że jesteś głuchy, czy ślepy?

Alice natychmiast zareagowała.

               – Tony – wtrąciła się – Daj mu spokój.

Tony zerknął na nią i niechętnie, a nawet bardzo niechętnie, odpuścił. Wręczył młodemu kelnerowi kieliszek.

               – Idź i to wymień – rozkazał.

Kelner, czerwony na twarzy jak burak, odszedł w pośpiechu. Alice współczuła mu, ale nie dało się ukryć, że taka pomyłka nie należała do maleństw. Największym jednak jego pechem było to, że trafił na Tony’ego, który jak widać, nie przebierał w słowach. 

               – Jesteś okropny – skomentowała. 

               – Nie lubię niekompetencji.

               – To była tylko pomyłka.

               – Niekompetencja...

               – Mogłeś się chociaż dać przeprosić – upierała się.

               – Po co? Żeby zapomniał o swoim błędzie, a potem go powtórzył?

Alice pokręciła głową. Z takim ujęciem tematu trudno jej było dyskutować, zwłaszcza że nie miała na to ochoty.

               – Patrz, co ten kretyn robi… – mruknął Tony – Poleruje butelkę. 

               – Czemu on się tak czepia? pomyślała Alice i postanowił to uciąć.

               – Jeśli już koniecznie chcesz mieć do kogoś pretensje, to wezwij kelnera, który podał nam brudne łyżki. 

Tony spojrzał na stół.

               – Tu nie ma łyżek.

               – No właśnie. Więc chyba nie masz się do kogo przyczepić – stwierdziła z zadziorną miną.

Popisała się taką bezczelnością, jak jeszcze nigdy wcześniej. Tony spojrzał na nią i chyba w pewnym sensie go rozbawiła, bo zdradził to uśmiechem, którym ją obdarował – choć może nie do końca… 

Wytarł palce w serwetkę i odwrócił głowę, by przywołać mężczyznę, który sprzedawał kwiaty nieopodal nich. Kiedy podszedł, wziął od niego piękną, czerwoną różę, która miała blisko metr długości i bardzo grubą łodygę bez kolców. Spojrzał na Alice i nagle, na jej oczach, oderwał róży głowę, liście, po czym położył ją na stole i przysunął w jej stronę. 

               – Uprzedzałem cię kotku, że za następną pyskówkę dostaniesz rózgę.

Alice znieruchomiała. Zdołała już sobie wyobrazić, jak ta zielona trzcinka pozostawia na jej skórze piekące, podłużne ślady i próbowała się wycofać ze swoich słów.

               – To był żart… – bąknęła.

               – A to nim nie jest – wskazał na rózgę – Używasz słów bardzo lekkomyślnie, Alice. Zbyt lekkomyślnie, bym nie chciał ci za to spuścić solidnego lania.

Alice patrzyła na niego zszokowana, a Tony kiwnął głową na jej talerz.

               – Dokończ kolację – nakazał spokojnie.

Ale Alice była tak przejęta powstałą sytuacją, że nie mogła już nic zjeść. Tony nigdy wcześniej nie zareagował tak poważnie na coś, co powiedziała. Był w nim chłód, a w oczach widziała stanowczość, której się bała. Już czuła się skrzywdzona, pomimo iż jeszcze nic się nie wydarzyło. To dlatego, że Tony skarcił ją za coś, co dla niej było drobnostką, a potem obiecał wyciągnąć konsekwencje, na jakie jej zdaniem nie zasłużyła.

Próbowała wmusić w siebie jedzenie, ale nie szło jej to za dobrze. Tony zauważył to. 

               – Co? Nic więcej już nie zjesz? – zapytał i kiedy po trzech sekundach nie dostał żadnej odpowiedzi, bo Alice cała struchlała pod jego spojrzeniem, sam podjął decyzję – Dobrze. Kelner – zawołał – Rachunek.

Nie czekając, wstał i podszedł do Alice. Natychmiast się spięła. Odsunął jej krzesło, jakby doskonale wiedział, że kelner przyniesie mu rachunek dokładnie w tej chwili i kiedy go podpisał, a Alice już wstała, położył rękę na jej pasie.

               – Nie zapomniałaś czegoś? – zapytał.

Alice spojrzała na różę. Leżała dokładnie tam, gdzie ją zostawił. Z płytkim oddechem, wzięła ją do ręki. Była gładka i lekko lśniąca, zupełnie jakby ktoś ją przetarł olejkiem. Musiała być świeża, bo pod palcami wyczuła twardość podobną do młodego drewna. 

Tony wziął ją od niej.

               – Chodźmy – powiedział, napierając na Alice ręką, by poprowadzić ją w stronę wyjścia.

Poszła, choć z taką bladością na twarzy, że naraziła się na szepty pary mijanej na ulicy.

...
W aucie, kiedy jechali, Alice nie odezwała się ani jednym słowem. Chciała, poniekąd nawet próbowała, kiedy układała w głowie jakieś słowa, mogące zmienić zamiary Tony’ego, ale zabrakło jej odwagi, żeby przerwać ciszę. Zastanawiała się, ile ma czasu zanim dojadą do domu, gdy nagle samochód zaczął zwalniać i zwalniać, aż w końcu całkiem się zatrzymał. Przebiegły ją dreszcze. To miejsce nie było ani parkingiem, ani poboczem, ani nawet częścią miasta. Było kompletnym odludziem, gdzie cisza i wszechogarniająca ciemność, napawały ją lękiem.

Tony wysiadł jako pierwszy. Pobieżnie rozejrzał się po okolicy i kiedy obszedł samochód, bez pospiechu otworzył drzwi Alice. Zawahała się przed wyjściem, a może nawet w ogóle by nie wyszła, gdyby nie to, że Tony ujął ją pod ramię i po prostu wyciągnął – delikatnie, ale jednak to on ją zmusił do opuszczenia auta.

Pokierował ją w stronę maski samochodu i tam, ku jej zaskoczeniu, nagle puścił. Niepewnie rozejrzała się wokół siebie. Światła auta oświetlały pierwsze drzewa, od których zaczynał się niesamowicie gęsty, stary las, zaś tylne padały czerwonym snopem na drogę, którą przyjechali. Nic, nawet spokój Tony’ego nie pomógł Alice zapanować nad oddechem, który przybliżał ją do płaczu. Bała się tego miejsca i rózgi, którą Tony trzymał w ręce. 

               – Kładź się – rozkazał, nie dając jej nawet chwili czasu na uspokojenie.

               – Ale…

               – Żadnego „ale”, kotku – przerwał  bezdyskusyjnie – Kładź się na maskę, albo te łzy, które masz w oczach, nie znikną aż do rana.

Alice zamarła. Czy naprawdę mógłby ją zbić tak mocno, jak właśnie powiedział? 

               – Alice – wymówił groźnie jej imię, jakby chciał w ten sposób wytrącić ją z osłupienia, w które wpadła.

Zareagowała niemal natychmiast, kładąc dłonie na aucie. Tony stanął za nią.

               – Połóż się – nakazał ściszonym głosem.

Zrobiła to, czując pod sobą intensywne ciepło, które przebijało się przez lakierowaną stal.

Tony podwinął jej sukienkę i to tak wysoko, że kątem oka zobaczyła jej brzeg na swoim ramieniu. Teraz mogła już tylko czekać…

Rózga smagnęła ją z zaskoczenia. Nie usłyszała jej, podobnie jak za drugim razem, gdy uderzyła w oba pośladki naraz. Dopiero trzecie uderzenie pozwoliło jej wyłapać cichy świst przecinający powietrze i był tak samo zdradliwy, jak bolesny. Niby pochodził od pięknej, delikatnej róży, a jednak ślady po niej nieprzyjemnie paliły i szczypały, wymuszając chęć jednoczesnego podrapania się i pomasowania. 

Zamiast tego, Alice na przemian krzyżowała nogi i uginała je w kolanie, by w ten sposób jakoś wytrzymać te dokuczliwe razy. Rózga raziła ją szybko i zdecydowanie, przez co miała wrażenie, jakby obrywała za coś, co wydarzyło się chwilę temu, choć od rozmowy przy kolacji minęły co najmniej dwa kwadranse. 

Poczuła jeszcze kilka uderzeń, zanim Tony wymierzył to ostatnie i kiedy to zrobił, nie odezwał się ani słowem, tylko podniósł Alice i posadził ją na masce. Co dziwne, dopiero teraz zachciało jej się płakać. 

Spuściła głowę, a Tony nachylił się do niej.

               – Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał.

               – Nie zasłużyłam… – szepnęła zduszonym głosem.

               – Zasłużyłaś, kotku. Na każdy raz, który ci wymierzyłem – wyjaśnił ze spokojem.

               – Nie – zaprzeczyła, szybko opanowując łzy, które cisnęły jej się do oczu.

               – Pyskujesz mi, odkąd cię poznałem.

Alice odwróciła głowę, by pokazać mu, jak bardzo się z nim nie zgadza. Tony westchnął:

               – Musisz zacząć myśleć, zanim coś powiesz.

Uraził ją do żywego. 

               – Ach, więc jestem nie tylko pyskata, ale też głupia, tak?! – rzuciła.

Tony zmrużył oczy, bo albo nie zrozumiał, albo nie mógł uwierzyć, że tak to określiła. Ta chwila ciszy wystarczyła, aby gniew Alice przybrał na sile i przejął nad nią kontrolę. Chciała zejść z auta, ale Tony przytrzymał ją z lekceważącym uśmiechem i między nimi wywiązała się krótka szamotanina.  

               – Zabieraj te pieprzone łapy! – zażądała tak wściekle, jakby agresja stała się jej nowym imieniem.

               – Bo co? – spytał zaczepnie.

Rozjuszył ją jeszcze bardziej. Zaczęła stawiać większy opór, ale Tony również odpowiedział z większą siłą. Kiedy już udało jej się zsunąć z auta, Tony posadził ją z powrotem i to z głośnym uderzeniem jej pośladków o maskę. Granica, między niesnaską a wrogością, zatarła się. 

Alice postawiła wszystko na jedną kartę. Zaczęła się z nim szarpać na poważnie, kiedy Tony niespodziewanie ściągnął ją z auta i oparł nogę o zderzak, zaraz przekładając Alice przez kolano. 

O nie, tak mocno ręką jeszcze nigdy nie dostała. W porównaniu z rózgą, ten zielony przedmiot nie zadał jej tyle bólu, co dłoń Tony’ego. To już nie były klapsy, a uderzenia wyprowadzane z taką siłą, że już po pierwszym mógł powstać poważny siniak. 

Alice wpadła w niemałą panikę, gdy Trony trafił ją tak po raz czwarty.

               – Nie, nie, nie!!! – krzyknęła, rzucając się na wszystkie strony – Proszę…! 

               – Teraz prosisz? – zadrwił z cieniem gniewu – A gdzie się podziały twoje wrzaski i żądania? – podniósł głos i Alice oberwała po raz piąty.

               – Aua, Tony!!! – pisnęła na cały las – Proszę!!!

Błagania w niczym nie pomogły i Alice dostała szósty raz.

               – Tony! Nie…!!!!!

               – Co, „nie”? – zapytał – Co, „nie”?! – powtórzył, siódmy raz unosząc rękę i zaraz rozległ się przeraźliwy pisk Alice.

Ósme uderzenie zakończyło się już płaczem. Alice wiła się, nie mogąc znieść bólu, który  przepełniał całe jej ciało. 

To był koniec. Tony postawił ją przed sobą i bardzo mocno ścisnął za ramię.

               – Następnym razem, kiedy będziesz chciała ze mną walczyć, przypomnij sobie to lanie i zastanów się, o ile mocniej mogłem cię sprać. Nie jesteśmy na tym samym poziomie siły, Alice, więc nie podskakuj mi – ostrzegł, na koniec jeszcze grożąc jej palcem. 

Alice, z płaczem, zaczęła się niezaradnie cofać. Chciała jak najdalej odsunąć się od Tony’ego, ale zamiast tego, natrafiła na samochód za sobą. Została uwięziona między nim, a Tonym i ta myśl, że nie miała dokąd uciec, załamała ją do końca. Bezradnie, skuliła się z płaczem. 

Tony puścił ją, być może po to, by dać jej czas na uspokojenie się.

Potrwało to kilka długich minut. Pośladki bolały ją cały czas, sięgając ogniem głęboko aż do samych mięśni. Czuła w nich niemoc, podobną do tego, jakby je przeforsowała na ćwiczeniach, a dolegliwości z tym związane, pojawiły się od razu. Chciała je pomasować, ale okazało się to złym pomysłem, gdyż zabolały bardziej.

Tony oparł się ręką o auto.

               – Będziesz już grzeczna?

               – Tak… – odpowiedziała jeszcze lekko drżącym głosem. 

Tony odgarnął jej włosy, które potargane, opadały na czoło. 

               – A na jak długo, kotku? – spytał ciężkim tonem – Ile minie czasu, zanim znów będę musiał dać ci klapsa? 

Z nowymi łzami, Alice spuściła głowę. Przez te słowa, poczuła się jak mała, nieznośna dziewczynka, która sama prowokuje sytuacje, jakie potem wyrządzają szkodę tylko i wyłącznie jej. 

 Ze szlochem, wtuliła się w Tony’ego.

               – Przepraszam… – szepnęła, a Tony objął ją.

               – Chodź – powiedział ciepło – Odwiozę cię do domu.

...

21 komentarzy:

  1. Najlepsza niespodzianka w to upalne niedzielne popołudnie ! :)
    Piszesz niesamowicie, Twoje opowiadania tak wciągają, że nie sposób się od nich oderwać.
    I postać Tony'ego...<3 Czarujący, stanowczy i bardzo seksowny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D W sobotę już straciłam nadzieję, że to skończę, ale na szczęście udało się :D

      Usuń
  2. Jak zawsze super!
    Tony jest konsekwentny i nie da sobie wejsc na glowe ani nie pozwoli Alice na pewne zachowania. Mysle, ze troche czasu jej zajmie zanim przywyknie do metod Tony'ego. Lubie stanowczych i konsekwentnych mężczyzn :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest stanowczy i konsekwentny, a Alice chociaż o tym wie, to i tak czasami próbuje swoich sił. ;)

      Usuń
  3. Czasem mam wrażenie,że ona nie ma prawa mieć własnego zdania. Przecież nic takiego nie powiedziała, to był tylko głupi żart, a ten zaraz wszystko na poważnie. Chyba trochę przesadza z tymi karami. A zrobi gdy Alice z poczucia krzywdy i niesprawiedliwości będzie chciała odejść? Chyba wcześniej nie wyjaśniał jakie reguły będą obowiązywać w ich związku. Tony sam nie umie określić co ich łączy. Jak na razie wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Może tak szczera rozmowa? Ja wiem że on jest męski,stanowczy i konsekwentny, ale moim zdaniem czasem może trochę odpuścić Alice,bo ją do siebie tylko zrazi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak szczegółowo piszesz o swoich odczuciach. :) Chciałabym się do nich odnieść i myślę, że troszkę zbyt surowo oceniasz Tony’ego. Piszesz „nie znoszący sprzeciwu”, „wymaga bezwzględnego posłuszeństwa” i „że ona nie ma prawa mieć własnego zdania”, ale przecież Alice sprzeciwiła mu się np. właśnie w restauracji, kiedy zamierzał ochrzanić kelnera i Tony uszanował jej zdanie i odpuścił, chociaż wcale tego nie chciał.

      Czy Tony jest cierpliwy? Moim zdaniem tak, może nie jak anioł, ale jest cierpliwy. Pokazał to np., kiedy Alice zadaje mu w apartamencie niewygodne pytania (r.VII), a on spokojnie na nie odpowiadał, a kiedy miał już dość, nie nakrzyczał na nią, tylko zajął ją śniadaniem.

      Co do rozmów o uczuciach, to faceci nie szczególnie lubią o nich gadać. A skoro Tony jest twardym facetem, to jemu tym bardziej będzie trudno rozmawiać o uczuciach, co nie znaczy że ich nie ma.

      „męski,stanowczy i konsekwentny” – cóż, taki jest i musi taki być w każdej sytuacji, nawet przy głupim żarcie, inaczej… nie był by sobą. :D

      Usuń
  4. O tak charakterek to on ma . Jest męski i to dodaje mu uroku. Jest czasem denerwujący ale i tak go lubię. Ale może jej troszeczkę odpuścić......

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy kolejny rozdział ? Czekamy z niecierpliwością. ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz mam bardzo trudne chwile w pracy i to całkowicie odbiera mi energię, ale pojutrze wracam do pisania. ;)

      Usuń
  6. Świetnie Ci wychodzi to pisanie! Wciąga już od pierwszego rozdziału. Czekam z niecierpliwością na następne części :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :))))) Pracuję już nad następną częścią ;)

      Usuń
  7. Uwielbiam Twojego bloga :)
    Jest klimatyczny, bardzo wciągający no i stylistycznie też super.
    Wszystkie opowiadania czyta się z przyjemnością i ciągłą chęcią na jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie miło mi to czytać :) Dziękuję za ten sympatyczny komentarz. Aktualnie walczę jak mogę, by wygospodarować trochę czasu na pisanie. Mam nadzieję, że wygram i niebawem opublikuję następną część ;)

      Usuń
  8. Chce więcej :-) kiedy będzie więcej?

    OdpowiedzUsuń
  9. Chce więcej :-) kiedy będzie więcej?

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekać 2miesiace na wpis to naprawdę za długo..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, bardzo źle się z tym czuję i bardzo Was przepraszam. :( Na prawdę ostatnie tygodnie były dla mnie ciężkie i mimo że bardzo chcę pisać, po prostu sytuacja mi nie pozwala. Obiecuję dołożyć wszelkich starań, by jak najszybciej ukończyć następny rozdział, a mam już połowę + początek następnego rozdziału, więc trzymajcie proszę za mnie kciuki :)

      Usuń
  11. Trzymam mocno i mam nadzieję że wkrótce będzie coś nowego. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za wsparcie :) Nowy wpis już jest i mam nadzieję, że następny uda mi się dodać tak szybko, jakbym chciała.

    OdpowiedzUsuń
  13. No i Tony pokazał jaki jest. Nie jest inteligentnym facetem z klasą, a wywyższającym się, najprawdopodobniej nowobogackim dupkiem, który osiągnął szybko i nielegalnie swoją pozycję i pieniądze, a co za tym idzie nie miał czasu na nabranie należytej pokory. Może w końcu go ktoś za to odstrzeli, co? xD A tak poważnie, to jest on zadufany w sobie, bez szacunku do innych, do tych biedniejszych. Pomiata ludźmi, nie dopuszcza do myśli, że ktoś może się pomylić niechcący i traktuje ludzi jakby popełniali błędy specjalnie, by mu zrobić na złość. Pytanie tylko czy on zawsze jest bezbłędny. Wydaje mi się, że nie i wydaje mi się, że właśnie popełnił błąd (a przynajmniej wydawało, póki nie przeczytałam dalszych rozdziałów). Po prostu spodziewałam się, że po tym wszystkim Alice nie będzie chciała go widzieć, bo zbił ją za poczucie humoru, żartobliwą uszczypliwość i za to, że posiada swoje zdanie.

    http://takamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń