Casino Royal
Rozdział X
Minęło
kilka godzin, zanim Tony i Alice powrócili do rzeczywistości. A ta wskazywała zbliżający
się wieczór i porę idealną do spożycia posiłku.
– Idziemy na kolację? – zaproponował Tony.
Był już
ubrany i w zasadzie to w pełni przygotowany do wyjścia, zaś Alice jeszcze
leżała na kanapie, rozmiłowana ostatnimi uniesieniami.
– Do tej włoskiej restauracji? – spytała.
Tony kiwnął głową.
Alice uśmiechnęła się
do niego, ale po chwili wpadła w zadumę.
– Coś nie tak? – zapytał Tony.
– Nie, muszę tylko zobaczyć, czy mam w szafie odpowiednią sukienkę.
Tony wzruszył
ramionami.
– Na siódmej jest Batissimi – zasugerował.
Był to sklep z odzieżą
damską, który klasyfikował się gdzieś pomiędzy Valentino, a Versace. Alice
wiedziała ile tam mogły kosztować suknie i dlatego propozycja Tony’ego wprawiła
ją w zakłopotanie.
– Nie, sukienka na pewno jest w szafie – odpowiedziała szybko i jeszcze
szybciej wstała, aby to sprawdzić.
Gdyby tak się
zastanowić, to wszystkie prezenty ją krępowały. Być może dlatego, że nigdy nie
miała dość pieniędzy, aby się zrewanżować. Jednak wizja sukienki, która mogła
kosztować nawet tyle, co sześć jej wypłat nastraszyła ją nienażarty, bo stałaby
się symbolem szczodrości, której nigdy by nie odwzajemniła.
Na szczęście, sukienka
wisiała na wieszaku, tuż obok czarnego płaszcza. Kupiła ją blisko rok temu na
ślub swojej przyjaciółki, która wyszła za tenisistę o arystokratycznych
korzeniach, albo za gburowatego nudziarza, jak mówili co poniektórzy na weselu.
Teraz mogła jej być za to wdzięczna, bo gdyby nie ich staroświeckie podejście
do ślubu, to Alice nie kupiłaby tak klasycznej sukienki, rodem z czasów
wiktoriańskich. Była w kolorze stonowanej
brzoskwini i miała dekolt w kształcie karo. Jej ramiączka wyglądały, jak garść
luźno zebranego materiału, a dół sukienki - mocno rozkloszowany - tworzył z
każdej kobiety zwartą choinkę o wciętej talii. Suknia składała się z dwóch
powłok, gdzie zewnętrzną była drobna siatka, a wewnętrzną matowy poliester.
Założenie jej potrwało
sekundę, ale zrobienie makijażu i włosów, to już była dłuższa sprawa. Dlatego
Alice wychyliła się z sypialni i uprzedziła Tony’ego:
– Będę gotowa za godzinę! – zawołała – Może za półtorej… – dodała po
chwili mniej pewnie.
Nawet jeszcze nie
wiedziała, jak ma się umalować i uczesać, więc określanie czasu nagle wydało
jej się samobójczym pomysłem.
Tony nie tylko ją
usłyszał, ale też zobaczył.
– Wyglądasz przepięknie – powiedział z podziwem.
Alice
uśmiechnęła się.
– Ale po co ci półtorej godziny? – dopytał.
– No… – Alice, zbita z tropu, zawiesiła głos – Chcę się uczesać, umalować…
Tony patrzył na nią,
jakby nie rozumiał, co próbuje mu przekazać.
– Alice, jesteś piękna – odparł zdziwiony – Nie musisz nic poprawiać.
Zabrakło jej słów. Uważała,
że ma tysiące wad, które powinna ukryć pod włosami, makijażem i ciuchami, a tu
pojawił się Tony, który twierdził, że jest idealna. Mało tego, właśnie podszedł
i przekazał jej to samo swym uśmiechem i spojrzeniem.
– To za ile wychodzimy? – spytał wymownie i zaczesał jej włosy za ucho.
– Za… chwilę… – odpowiedziała wolno, samej nie wierząc, że tak zdecydowała.
– Za chwilę – potwierdził z uśmiechem.
...
Na ulicy
panował taki sam ruch, jak zwykle. Jedne auta jechały szybko, inne zaś wolno,
lecz wszystkie starały się zgodnie pokonać trasę, jaką wybrali ich kierowcy.
Na chodniku
działo się to samo. Część ludzi usilnie starała się gdzieś zdążyć, za to inni
to przystawali, to gdzieś skręcali, prąc w tylko sobie znanym celu. Z tej grupy
wieczorowych przechodniów dało się wyłonić dwie dziewczyny, które pewnie były
przyjaciółkami, albo siostrami, bo obejmowały się z chichotem i dzieliły jakimś
wspólnym tematem. Alice zwróciła na nie uwagę, kiedy wychodziła z Tonym z budynku.
Stały przy zaparkowanym w pobliżu samochodzie, oglądając go z każdej strony. Ich
ciekawość stała się zaraźliwa i ona również zaczęła mu się przyglądać. Był lśniąco
czarny, z przyciemnionymi szybami, a jego maska była znacznie dłuższa niż u
innych aut. Z początku wydał jej się sportowy, ale potem oceniła, że był zbyt
masywny na typową wyścigówkę.
To był
samochód Tony’ego.
Otworzył
drzwi pilotem, tym samym wypłaszając rozchichotane dziewczyny. Nawet tego nie
zauważył. Patrzył na telefon, drugą ręką obejmując Alice. Zagadnęła go:
– Wiesz, że ludzie zatrzymują się, aby sobie popatrzeć na twoje auto?
– Wiem – mruknął machinalnie.
Dalej był wpatrzony w
telefon, ale już po chwili schował go do kieszeni.
– Codziennie znajduję na karoserii ich łapy –
dodał niezadowolony, ale do Alice
się uśmiechnął.
– Czyli nie lubisz, gdy ktoś dotyka twoje auto? – zapytała z drwiną.
– To zależy, kto je dotyka… – odparł i znienacka ścisnął Alice za
pośladek.
Wybuchła śmiechem.
– Wsiadaj, kotku – powiedział i otworzył jej drzwi, gdyż właśnie doszli do
samochodu.
Z jeszcze rozbawioną miną,
Alice weszła do środka. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to ilość paneli i
pokręteł, jakie były przytwierdzone do konsoli. Ciekawe było to, że jej dolna
część była jasna, a górna ciemna, - tak samo jak środkowy tunel -, ale sam
schowek kierowcy już nie. Był tak samo jasny jak fotele, gdzie Alice przez
długi czas nie mogła zdecydować, czy były kremowe, czy w kolorze kości
słoniowej, ale jedno wiedziała na pewno – wszystko jej się tu podobało.
– Głodna? – zapytał Tony.
– Tak.
– No to jedziemy – powiedział i wrzucił bieg.
Samochód ruszył.
...
Kilkanaście minut
później byli już na miejscu. Restauracja, do której przyjechali nazywała się
Mirtillo Rosso i była bez wątpienia największym i najbardziej obleganym
budynkiem na całej ulicy. O jej prestiżu świadczyły ostentacyjne baldachimy w
kolorze głębokiej żurawiny, a także ilość lamp oświetlająca główne wejście.
W środku zaś, restauracja
porażała jeszcze większym przepychem. Najłatwiej można to było stwierdzić po
gościach, którzy raczyli się kawiorem, truflami, a nawet homarami w koniaku.
Wśród nich można było wypatrzyć starszego mężczyznę, który krążył po sali z
kwiatami w koszyczku i sprzedawał je zakochanym parom.
Alice, która przez cały
dzień zachowywała zimną krew, teraz odczuła pierwsze oznaki zdenerwowania. Nigdy
nie była w takim miejscu, a ponadto to był jej pierwszy tak oficjalny wieczór z
Tony’m.
Natychmiast powitał ich
młody, gładko ogolony kelner o ciemnej karnacji. Zaprowadził ją i Tony’ego do
stolika, gdzie już czekały na nich dwa nakryte miejsca. Kiedy usiedli, kelner
wymienił jakąś grzecznościową formułkę z Tony’m i zaraz potem wręczył im karty
dań.
– Na co masz ochotę? – spytał Tony, otwierając stronę w karcie.
Alice podążyła jego
przykładem i też ją otworzyła. Popatrzyła przez chwilę na nazwy, ale z
zakłopotaniem musiała stwierdzić, że to wszystko nic jej nie mówiło. Westchnęła:
– Nie wiem… Nie wiele z tego rozumiem.
– To powiedz, co lubisz.
Alice zastanowiła się.
– Kurczak? Nie, weźmie mnie za
prostaczkę. Może ryba? Nie, gdzie ryba na romantycznej kolacji. Będę pluć ośćmi…
To może... – i nagle znalazła odpowiedź:
– Danie dnia – powiedziała – Lubię niespodzianki.
Wybrnęła z tego
idealnie. Tony uśmiechnął się do niej i kiedy i on wybrał danie, złożyli
zamówienie.
Kolacja przebiegała
perfekcyjnie. Alice i Tony cały czas rozmawiali, śmiali się i uwodzili, czasem
nawet potajemnie wymieniając muśnięcia nóg pod stołem. Wszystko toczyło się
wymarzonym torem, dopóki nie zjawił się kelner z winem.
Alice nie zauważyła
niczego, za to Tony od razu wskazał palcem na jej kieliszek.
– Głuchy jesteś? – zwrócił się z gniewem do młodziutkiego kelnera – Czy to
wygląda jak Masseto?
Alice spojrzała na swój
kieliszek. Ze zdumieniem odkryła, że faktycznie było napełnione białym winem,
choć Masseto, które zamówił dla niej Tony, powinno być czerwone.
Kelner spojrzał na
butelkę, którą trzymał w ręce i momentalnie zesztywniał.
– Najmocniej przepraszam… – zaczął, ale Tony mu przerwał.
– Za co? Za to że jesteś głuchy, czy ślepy?
Alice natychmiast
zareagowała.
– Tony – wtrąciła się – Daj mu spokój.
Tony zerknął na nią i
niechętnie, a nawet bardzo niechętnie, odpuścił. Wręczył młodemu kelnerowi
kieliszek.
– Idź i to wymień – rozkazał.
Kelner, czerwony na
twarzy jak burak, odszedł w pośpiechu. Alice współczuła mu, ale nie dało się
ukryć, że taka pomyłka nie należała do maleństw. Największym jednak jego pechem
było to, że trafił na Tony’ego, który jak widać, nie przebierał w słowach.
– Jesteś okropny – skomentowała.
– Nie lubię niekompetencji.
– To była tylko pomyłka.
– Niekompetencja...
– Mogłeś się chociaż dać przeprosić – upierała się.
– Po co? Żeby zapomniał o swoim błędzie, a potem go powtórzył?
Alice pokręciła głową.
Z takim ujęciem tematu trudno jej było dyskutować, zwłaszcza że nie miała na to
ochoty.
– Patrz, co ten kretyn robi… – mruknął Tony – Poleruje butelkę.
– Czemu on się tak czepia? – pomyślała Alice i postanowił to uciąć.
– Jeśli już koniecznie chcesz mieć do kogoś pretensje, to wezwij kelnera,
który podał nam brudne łyżki.
Tony spojrzał na stół.
– Tu nie ma łyżek.
– No właśnie. Więc chyba nie masz się do kogo przyczepić – stwierdziła z zadziorną miną.
Popisała się taką
bezczelnością, jak jeszcze nigdy wcześniej. Tony spojrzał na nią i chyba w
pewnym sensie go rozbawiła, bo zdradził to uśmiechem, którym ją obdarował – choć
może nie do końca…
Wytarł palce w serwetkę
i odwrócił głowę, by przywołać mężczyznę, który sprzedawał kwiaty nieopodal
nich. Kiedy podszedł, wziął od niego piękną, czerwoną różę, która miała blisko
metr długości i bardzo grubą łodygę bez kolców. Spojrzał na Alice i nagle, na jej
oczach, oderwał róży głowę, liście, po czym położył ją na stole i przysunął w
jej stronę.
– Uprzedzałem cię kotku, że za następną pyskówkę dostaniesz rózgę.
Alice znieruchomiała. Zdołała
już sobie wyobrazić, jak ta zielona trzcinka pozostawia na jej skórze piekące,
podłużne ślady i próbowała się wycofać ze swoich słów.
– To był żart… – bąknęła.
– A to nim nie jest – wskazał na rózgę – Używasz słów bardzo lekkomyślnie,
Alice. Zbyt lekkomyślnie, bym nie chciał ci za to spuścić solidnego lania.
Alice patrzyła na niego
zszokowana, a Tony kiwnął głową na jej talerz.
– Dokończ kolację – nakazał spokojnie.
Ale Alice była tak
przejęta powstałą sytuacją, że nie mogła już nic zjeść. Tony nigdy wcześniej
nie zareagował tak poważnie na coś, co powiedziała. Był w nim chłód, a w oczach
widziała stanowczość, której się bała. Już czuła się skrzywdzona, pomimo iż
jeszcze nic się nie wydarzyło. To dlatego, że Tony skarcił ją za coś, co dla
niej było drobnostką, a potem obiecał wyciągnąć konsekwencje, na jakie jej
zdaniem nie zasłużyła.
Próbowała wmusić w
siebie jedzenie, ale nie szło jej to za dobrze. Tony zauważył to.
– Co? Nic więcej już nie zjesz? – zapytał i kiedy po trzech sekundach nie
dostał żadnej odpowiedzi, bo Alice cała struchlała pod jego spojrzeniem, sam
podjął decyzję – Dobrze. Kelner – zawołał – Rachunek.
Nie czekając, wstał i
podszedł do Alice. Natychmiast się spięła. Odsunął jej krzesło, jakby doskonale
wiedział, że kelner przyniesie mu rachunek dokładnie w tej chwili i kiedy go
podpisał, a Alice już wstała, położył rękę na jej pasie.
– Nie zapomniałaś czegoś? – zapytał.
Alice spojrzała na
różę. Leżała dokładnie tam, gdzie ją zostawił. Z płytkim oddechem, wzięła ją do
ręki. Była gładka i lekko lśniąca, zupełnie jakby ktoś ją przetarł olejkiem.
Musiała być świeża, bo pod palcami wyczuła twardość podobną do młodego drewna.
Tony wziął ją od niej.
– Chodźmy – powiedział, napierając na Alice ręką, by poprowadzić ją w
stronę wyjścia.
Poszła, choć z taką
bladością na twarzy, że naraziła się na szepty pary mijanej na ulicy.
...
W aucie, kiedy jechali,
Alice nie odezwała się ani jednym słowem. Chciała, poniekąd nawet próbowała,
kiedy układała w głowie jakieś słowa, mogące zmienić zamiary Tony’ego, ale
zabrakło jej odwagi, żeby przerwać ciszę. Zastanawiała się, ile ma czasu zanim
dojadą do domu, gdy nagle samochód zaczął zwalniać i zwalniać, aż w końcu
całkiem się zatrzymał. Przebiegły ją dreszcze. To miejsce nie było ani
parkingiem, ani poboczem, ani nawet częścią miasta. Było kompletnym odludziem,
gdzie cisza i wszechogarniająca ciemność, napawały ją lękiem.
Tony wysiadł jako
pierwszy. Pobieżnie rozejrzał się po okolicy i kiedy obszedł samochód, bez
pospiechu otworzył drzwi Alice. Zawahała się przed wyjściem, a może nawet w
ogóle by nie wyszła, gdyby nie to, że Tony ujął ją pod ramię i po prostu
wyciągnął – delikatnie, ale jednak to on ją zmusił do opuszczenia auta.
Pokierował ją w stronę
maski samochodu i tam, ku jej zaskoczeniu, nagle puścił. Niepewnie rozejrzała
się wokół siebie. Światła auta oświetlały pierwsze drzewa, od których zaczynał
się niesamowicie gęsty, stary las, zaś tylne padały czerwonym snopem na drogę,
którą przyjechali. Nic, nawet spokój Tony’ego nie pomógł Alice zapanować nad oddechem,
który przybliżał ją do płaczu. Bała się tego miejsca i rózgi, którą Tony
trzymał w ręce.
– Kładź się – rozkazał, nie dając jej nawet chwili czasu na uspokojenie.
– Ale…
– Żadnego „ale”, kotku – przerwał bezdyskusyjnie
– Kładź się na maskę, albo te łzy, które masz w oczach, nie znikną aż do rana.
Alice zamarła. Czy
naprawdę mógłby ją zbić tak mocno, jak właśnie powiedział?
– Alice – wymówił groźnie jej imię, jakby chciał w ten sposób wytrącić ją z
osłupienia, w które wpadła.
Zareagowała niemal
natychmiast, kładąc dłonie na aucie. Tony stanął za nią.
– Połóż się – nakazał ściszonym głosem.
Zrobiła to, czując pod sobą
intensywne ciepło, które przebijało się przez lakierowaną stal.
Tony podwinął jej
sukienkę i to tak wysoko, że kątem oka zobaczyła jej brzeg na swoim ramieniu. Teraz
mogła już tylko czekać…
Rózga smagnęła ją z
zaskoczenia. Nie usłyszała jej, podobnie jak za drugim razem, gdy uderzyła w
oba pośladki naraz. Dopiero trzecie uderzenie pozwoliło jej wyłapać cichy świst
przecinający powietrze i był tak samo zdradliwy, jak bolesny. Niby pochodził od
pięknej, delikatnej róży, a jednak ślady po niej nieprzyjemnie paliły i
szczypały, wymuszając chęć jednoczesnego podrapania się i pomasowania.
Zamiast tego, Alice na
przemian krzyżowała nogi i uginała je w kolanie, by w ten sposób jakoś wytrzymać
te dokuczliwe razy. Rózga raziła ją szybko i zdecydowanie, przez co miała
wrażenie, jakby obrywała za coś, co wydarzyło się chwilę temu, choć od rozmowy przy
kolacji minęły co najmniej dwa kwadranse.
Poczuła jeszcze kilka
uderzeń, zanim Tony wymierzył to ostatnie i kiedy to zrobił, nie odezwał się
ani słowem, tylko podniósł Alice i posadził ją na masce. Co dziwne, dopiero
teraz zachciało jej się płakać.
Spuściła głowę, a Tony nachylił
się do niej.
– Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał.
– Nie zasłużyłam… – szepnęła zduszonym głosem.
– Zasłużyłaś, kotku. Na każdy raz, który ci wymierzyłem – wyjaśnił ze
spokojem.
– Nie – zaprzeczyła, szybko opanowując łzy, które cisnęły jej się do oczu.
– Pyskujesz mi, odkąd cię poznałem.
Alice odwróciła głowę,
by pokazać mu, jak bardzo się z nim nie zgadza. Tony westchnął:
– Musisz zacząć myśleć, zanim coś powiesz.
Uraził ją do żywego.
– Ach, więc jestem nie tylko pyskata, ale też głupia, tak?! – rzuciła.
Tony zmrużył oczy, bo
albo nie zrozumiał, albo nie mógł uwierzyć, że tak to określiła. Ta chwila
ciszy wystarczyła, aby gniew Alice przybrał na sile i przejął nad nią kontrolę.
Chciała zejść z auta, ale Tony przytrzymał ją z lekceważącym uśmiechem i między
nimi wywiązała się krótka szamotanina.
– Zabieraj te pieprzone łapy! – zażądała tak wściekle, jakby agresja stała
się jej nowym imieniem.
– Bo co? – spytał zaczepnie.
Rozjuszył ją jeszcze
bardziej. Zaczęła stawiać większy opór, ale Tony również odpowiedział z większą
siłą. Kiedy już udało jej się zsunąć z auta, Tony posadził ją z powrotem i to z
głośnym uderzeniem jej pośladków o maskę. Granica, między niesnaską a wrogością,
zatarła się.
Alice postawiła
wszystko na jedną kartę. Zaczęła się z nim szarpać na poważnie, kiedy Tony niespodziewanie
ściągnął ją z auta i oparł nogę o zderzak, zaraz przekładając Alice przez
kolano.
O nie, tak mocno ręką jeszcze
nigdy nie dostała. W porównaniu z rózgą, ten zielony przedmiot nie zadał jej
tyle bólu, co dłoń Tony’ego. To już nie były klapsy, a uderzenia wyprowadzane z
taką siłą, że już po pierwszym mógł powstać poważny siniak.
Alice wpadła w niemałą panikę,
gdy Trony trafił ją tak po raz czwarty.
– Nie, nie, nie!!! – krzyknęła, rzucając się na wszystkie strony –
Proszę…!
– Teraz prosisz? – zadrwił z cieniem gniewu – A gdzie się podziały twoje wrzaski
i żądania? – podniósł głos i Alice oberwała po raz piąty.
– Aua, Tony!!! – pisnęła na cały las – Proszę!!!
Błagania w niczym nie
pomogły i Alice dostała szósty raz.
– Tony! Nie…!!!!!
– Co, „nie”? – zapytał – Co, „nie”?! – powtórzył, siódmy raz unosząc rękę
i zaraz rozległ się przeraźliwy pisk Alice.
Ósme uderzenie
zakończyło się już płaczem. Alice wiła się, nie mogąc znieść bólu, który przepełniał całe jej ciało.
To był koniec. Tony
postawił ją przed sobą i bardzo mocno ścisnął za ramię.
– Następnym razem, kiedy będziesz chciała ze mną walczyć, przypomnij sobie
to lanie i zastanów się, o ile mocniej mogłem cię sprać. Nie jesteśmy na tym
samym poziomie siły, Alice, więc nie podskakuj mi – ostrzegł, na koniec jeszcze
grożąc jej palcem.
Alice, z płaczem,
zaczęła się niezaradnie cofać. Chciała jak najdalej odsunąć się od Tony’ego,
ale zamiast tego, natrafiła na samochód za sobą. Została uwięziona między nim,
a Tonym i ta myśl, że nie miała dokąd uciec, załamała ją do końca. Bezradnie,
skuliła się z płaczem.
Tony puścił ją, być może po to, by dać jej czas na uspokojenie się.
Potrwało to kilka
długich minut. Pośladki bolały ją cały czas, sięgając ogniem głęboko aż do samych
mięśni. Czuła w nich niemoc, podobną do tego, jakby je przeforsowała na ćwiczeniach,
a dolegliwości z tym związane, pojawiły się od razu. Chciała je pomasować, ale okazało się to złym pomysłem, gdyż zabolały bardziej.
Tony oparł się ręką o
auto.
– Będziesz już grzeczna?
– Tak… – odpowiedziała jeszcze lekko drżącym głosem.
Tony odgarnął jej włosy,
które potargane, opadały na czoło.
– A na jak długo, kotku? – spytał ciężkim tonem – Ile minie czasu, zanim znów będę
musiał dać ci klapsa?
Z nowymi łzami, Alice spuściła
głowę. Przez te słowa, poczuła się jak mała, nieznośna dziewczynka, która sama
prowokuje sytuacje, jakie potem wyrządzają szkodę tylko i wyłącznie jej.
Ze szlochem, wtuliła się w Tony’ego.
– Przepraszam… – szepnęła, a Tony objął ją.
– Chodź – powiedział ciepło – Odwiozę cię do domu.
...
Najlepsza niespodzianka w to upalne niedzielne popołudnie ! :)
OdpowiedzUsuńPiszesz niesamowicie, Twoje opowiadania tak wciągają, że nie sposób się od nich oderwać.
I postać Tony'ego...<3 Czarujący, stanowczy i bardzo seksowny.
Dzięki :D W sobotę już straciłam nadzieję, że to skończę, ale na szczęście udało się :D
UsuńJak zawsze super!
OdpowiedzUsuńTony jest konsekwentny i nie da sobie wejsc na glowe ani nie pozwoli Alice na pewne zachowania. Mysle, ze troche czasu jej zajmie zanim przywyknie do metod Tony'ego. Lubie stanowczych i konsekwentnych mężczyzn :)
Jest stanowczy i konsekwentny, a Alice chociaż o tym wie, to i tak czasami próbuje swoich sił. ;)
UsuńCzasem mam wrażenie,że ona nie ma prawa mieć własnego zdania. Przecież nic takiego nie powiedziała, to był tylko głupi żart, a ten zaraz wszystko na poważnie. Chyba trochę przesadza z tymi karami. A zrobi gdy Alice z poczucia krzywdy i niesprawiedliwości będzie chciała odejść? Chyba wcześniej nie wyjaśniał jakie reguły będą obowiązywać w ich związku. Tony sam nie umie określić co ich łączy. Jak na razie wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Może tak szczera rozmowa? Ja wiem że on jest męski,stanowczy i konsekwentny, ale moim zdaniem czasem może trochę odpuścić Alice,bo ją do siebie tylko zrazi.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak szczegółowo piszesz o swoich odczuciach. :) Chciałabym się do nich odnieść i myślę, że troszkę zbyt surowo oceniasz Tony’ego. Piszesz „nie znoszący sprzeciwu”, „wymaga bezwzględnego posłuszeństwa” i „że ona nie ma prawa mieć własnego zdania”, ale przecież Alice sprzeciwiła mu się np. właśnie w restauracji, kiedy zamierzał ochrzanić kelnera i Tony uszanował jej zdanie i odpuścił, chociaż wcale tego nie chciał.
UsuńCzy Tony jest cierpliwy? Moim zdaniem tak, może nie jak anioł, ale jest cierpliwy. Pokazał to np., kiedy Alice zadaje mu w apartamencie niewygodne pytania (r.VII), a on spokojnie na nie odpowiadał, a kiedy miał już dość, nie nakrzyczał na nią, tylko zajął ją śniadaniem.
Co do rozmów o uczuciach, to faceci nie szczególnie lubią o nich gadać. A skoro Tony jest twardym facetem, to jemu tym bardziej będzie trudno rozmawiać o uczuciach, co nie znaczy że ich nie ma.
„męski,stanowczy i konsekwentny” – cóż, taki jest i musi taki być w każdej sytuacji, nawet przy głupim żarcie, inaczej… nie był by sobą. :D
O tak charakterek to on ma . Jest męski i to dodaje mu uroku. Jest czasem denerwujący ale i tak go lubię. Ale może jej troszeczkę odpuścić......
OdpowiedzUsuń:))))
UsuńKiedy kolejny rozdział ? Czekamy z niecierpliwością. ! :)
OdpowiedzUsuńTeraz mam bardzo trudne chwile w pracy i to całkowicie odbiera mi energię, ale pojutrze wracam do pisania. ;)
UsuńŚwietnie Ci wychodzi to pisanie! Wciąga już od pierwszego rozdziału. Czekam z niecierpliwością na następne części :)
OdpowiedzUsuńDzięki :))))) Pracuję już nad następną częścią ;)
UsuńUwielbiam Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńJest klimatyczny, bardzo wciągający no i stylistycznie też super.
Wszystkie opowiadania czyta się z przyjemnością i ciągłą chęcią na jeszcze :)
Strasznie miło mi to czytać :) Dziękuję za ten sympatyczny komentarz. Aktualnie walczę jak mogę, by wygospodarować trochę czasu na pisanie. Mam nadzieję, że wygram i niebawem opublikuję następną część ;)
UsuńChce więcej :-) kiedy będzie więcej?
OdpowiedzUsuńChce więcej :-) kiedy będzie więcej?
OdpowiedzUsuńCzekać 2miesiace na wpis to naprawdę za długo..
OdpowiedzUsuńWiem, bardzo źle się z tym czuję i bardzo Was przepraszam. :( Na prawdę ostatnie tygodnie były dla mnie ciężkie i mimo że bardzo chcę pisać, po prostu sytuacja mi nie pozwala. Obiecuję dołożyć wszelkich starań, by jak najszybciej ukończyć następny rozdział, a mam już połowę + początek następnego rozdziału, więc trzymajcie proszę za mnie kciuki :)
UsuńTrzymam mocno i mam nadzieję że wkrótce będzie coś nowego. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wsparcie :) Nowy wpis już jest i mam nadzieję, że następny uda mi się dodać tak szybko, jakbym chciała.
OdpowiedzUsuńNo i Tony pokazał jaki jest. Nie jest inteligentnym facetem z klasą, a wywyższającym się, najprawdopodobniej nowobogackim dupkiem, który osiągnął szybko i nielegalnie swoją pozycję i pieniądze, a co za tym idzie nie miał czasu na nabranie należytej pokory. Może w końcu go ktoś za to odstrzeli, co? xD A tak poważnie, to jest on zadufany w sobie, bez szacunku do innych, do tych biedniejszych. Pomiata ludźmi, nie dopuszcza do myśli, że ktoś może się pomylić niechcący i traktuje ludzi jakby popełniali błędy specjalnie, by mu zrobić na złość. Pytanie tylko czy on zawsze jest bezbłędny. Wydaje mi się, że nie i wydaje mi się, że właśnie popełnił błąd (a przynajmniej wydawało, póki nie przeczytałam dalszych rozdziałów). Po prostu spodziewałam się, że po tym wszystkim Alice nie będzie chciała go widzieć, bo zbił ją za poczucie humoru, żartobliwą uszczypliwość i za to, że posiada swoje zdanie.
OdpowiedzUsuńhttp://takamilosc.blogspot.com/